W ostatni weekend pojechałam na Odaibę. Jest to część
Tokio, położona na sztucznym lądzie wybudowanym w okolicach portu Tokio w
Zatoce Tokijskiej. I wyglądająca jak miasto przyszłości. Już wychodząc ze
stacji metra wydałam z siebie okrzyk zdziwienia i zachwytu, a przecież znam
centrum Tokio z nowoczesnyni wieżowcami i właściwie nic już nie powinno mnie
zaskoczyć.
Skąd się wzięła nazwa Odaiba i co oznacza? Musimy cofnąć
się w czasie o jakieś 160 lat. Otóż w czerwcu 1853 roku do Japonii przypłynął
amerykański komandor Matthew Calbraith Perry z listami prezydenta Millarda Fillmore’a.
Chodziło o wymuszenie na Japonii, która od ponad dwustu lat prowadziła politykę izolacji, otwarcia się na świat. Japończycy uzyskali rok na udzielenie odpowiedzi. Po
odpłynięciu kurofune (= czarne statki, tak Japończycy nazwali amerykańskie
okręty) podjęto decyzję o budowie sztucznych wysepek–fortów z baterią armat,
które stanowiłyby obronę przed amerykańskimi statkami. Te wysepki-fortece nazywają
się daiba. Słowo daiba dosłownie oznacza miejsce na armaty i inną broń palną; położenie
– na wodzie czy na lądzie – nie ma znaczenia. Daiby powstawały w całej Japonii,
ale o tych tokijskich (a właściwie edoskich, bo w tamtych czasach stolica nazywała
się Edo) mówiono o-daiba.
Planowano wybudować 11-12 wysepek, ale ostatecznie w ciągu
roku, do ponownej wizyty Perry’ego ukończono pięć.
Obecnie z tych pięciu ostały się dwie – jedną z nich
odwiedziłam i sfotografowałam, dwie wchłonięte zostały przez nabrzeże
Shinagawa, a piątą rozebrano, ponieważ leżała na trasie przepływu statków.
Odaiba jest dość rozległa i usiana wieloma atrakcjami,
ale wiele z nich znajduje się pod dachem, tzn. w budynkach, a ponieważ była
akurat piękna jesienna pogoda wolałam pospacerować na świeżym powietrzu
zostawiając budynki na kiedy indziej. Zresztą i tak nie dałoby się zobaczyć
wszystkiego za jednym podejściem.
Zaczęłam od przejażdżki kolejką linii Yurikamome (po
japońsku yurikamome to mewa śmieszka), której tory biegną dość wysoko nad gruntem, więc
widok na okolicę jest doskonały. Co ciekawe, jest to „mała automatyczna kolej
ogumiona” (podaję za Wikipedią, bo nie znam się na sprawach technicznych), co
oznacza, że składy jeżdżą same, bez obsługi. Nie ma stanowiska maszynisty, więc
przy odrobinie szczęścia można usiąść na samym przedzie pociągu i obserwować
całą trasę przez dużą szybę. Mnie się udało!
Budynek stacji telewizyjnej Fuji (Fuji Television) |
W tej kuli pokrytej z zewnątrz tytanem mieści się taras widokowy. Ponieważ niedaleko znajduje się lotnisko Haneda, co chwilę przelatują nisko samoloty. |
A to już po wyjściu z kolejki |
Zamieszczam
dwa filmiki z przejazdu kolejką. Pierwszy trwa 59 sekund, drugi minutę
piętnaście. Nie mam zupełnie doświadczenia w nagrywaniu i edytowaniu, więc wybaczcie jakość. W tle
słychać m.in. głosy innych pasażerów, ale specjalnie nie podkładałam muzyki,
żeby można było poczuć atmosferę przejazdu.
Po przejażdżce i przerwie na doładowanie energii, ruszyłam spacerkiem nad zatokę do Parku Nadmorskiego zobaczyć daibę, tę od Perry’ego, i wspomnianą w tytule posta Statuę Wolności.
Po przejażdżce i przerwie na doładowanie energii, ruszyłam spacerkiem nad zatokę do Parku Nadmorskiego zobaczyć daibę, tę od Perry’ego, i wspomnianą w tytule posta Statuę Wolności.
To mój "doładowacz energii": gyūdon - ryż z duszonymi cienkimi plasterkami wołowiny i cebuli, posypany marynowanym imbirem. |
Szłam przez Park Promenadowy, podziwiając okolicę i
ciesząc się przestrzenią, której generalnie w Tokio brak. I niebo było takie
ogromne! Nie zasłonięte przez wieżowce.
To Wielki Most Marzeń, fragment parkowej promenady. Wybudowany w 1990 roku, a więc już dość dawno. W najszerszym miejscu ma 60 m. Podobno stanie tu znicz olimpijski podczas
przyszłorocznych Igrzysk.
Lampy ustawione wzdłuż mostu mają przypominać totemy matoi używane przez strażaków w Edo (dawne Tokio). O totemach pisałam w poście o Muzeum Pożarnictwa w czerwcu tego roku.
Lampy ustawione wzdłuż mostu mają przypominać totemy matoi używane przez strażaków w Edo (dawne Tokio). O totemach pisałam w poście o Muzeum Pożarnictwa w czerwcu tego roku.
Po lewej stronie widać Wielki Diabelski Młyn (po jap. daikanransha). Kiedy został
wybudowany w 1999 roku, był najwyższym diabelskim młynem świata, ale już w
następnym roku musiał oddać palmę pierwszeństwa Londyńskiemu Oku (Kole
Milenijnemu).
Ma 115 metrów wysokości i 64 wagoniki (w tym 4
przezroczyste). Jedno okrążenie trwa około 16 minut. Krótko, a wydawało mi się, że o
wiele dłużej.
A to widok z tego samego miejsca w drugą stronę, ze słońcem. Dobrze widoczne są lampy–totemy. W tym dwuczęściowym budynku mieści się hotel, a właściwie dwa: na dole - ogólnodostępny Hotel Trusty Tokyo Bayside, a w górnej części, od 4. piętra wzwyż - hotel Tokyo Baycourt Club Hotel & Spa Resort, w którym obowiązuje system członkowski. Ciekawe, ile wynosi roczna opłata? Pewnie niemało, bo już sam widok z góry na okolicę z pewnością jest wysoko wyceniony.
A to widok z tego samego miejsca w drugą stronę, ze słońcem. Dobrze widoczne są lampy–totemy. W tym dwuczęściowym budynku mieści się hotel, a właściwie dwa: na dole - ogólnodostępny Hotel Trusty Tokyo Bayside, a w górnej części, od 4. piętra wzwyż - hotel Tokyo Baycourt Club Hotel & Spa Resort, w którym obowiązuje system członkowski. Ciekawe, ile wynosi roczna opłata? Pewnie niemało, bo już sam widok z góry na okolicę z pewnością jest wysoko wyceniony.
Równolegle
do Mostu Marzeń biegnie kilka innych mostów, w sumie jest ich 6: Nozomi, Shinto,
Ariake, Aomi, Marzeń, Akemi. Dość niesamowicie to wygląda.
Kolejka Yurikamome na moście Akemi. |
Na pierwszym planie most Aomi, potem Ariake, Shinto i Nozomi. |
Tutaj chyba trochę lepiej widać ten najbardziej oddalony. |
W drodze nad morze. |
Dotarłam na plażę. |
Na poniższym
zdjęciu widać zachowaną daibę, którą w 1928 roku udostępniono do zwiedzania
jako park (Park Daiba). A w głębi za nią z lewej strony widać drugą, która jest
niedostępna dla zwykłych ludzi.
A tak daiba wygląda w środku (dwa kolejne zdjęcia). Teren jest obniżony. Widać ślady po koszarach (ten ukośny) i po kuchni/palenisku.
Podstawy armat. |
Widok z daiby. Dacie radę wypatrzeć Statuę Wolności? |
I w końcu dotarłam pod Statuę
Wolności. Skąd się tu wzięła?
Po raz pierwszy Statuę Wolności (tę francuską) można było
podziwiać w Tokio przez rok – od 28 kwietnia 1998 r. do 9 maja 1999 r. – w ramach
obchodów Roku Francuskiego. Statua cieszyła się ogromną popularnością. Dlatego też
rząd francuski postanowił sprezentować Japonii replikę. Odlana z brązu we
Francji stanęła na obecnym miejscu w 2000 roku.
W Tokio przebywa mnóstwo obcokrajowców, ale muszę
przyznać, że ich natężenie w okolicach Statuy Wolności było wyjątkowo duże i
sięgało chyba prawie 100%. A gdyby jeszcze istniał wskaźnik określający liczbę zdjęć
wykonanych w ciągu sekundy w jednym konkretnym miejscu, to z pewnością okolice
Statuy wygrywałyby z ogromnym zapasem :) Z pewnością przyczynia się do tego również napis LOVE, pod którym fotografuje się chyba każdy odwiedzający Odaibę. W jego tle widać Statuę i Most Tęczowy.
No właśnie, Most Tęczowy (Rainbow Bridge). Nie można o nim zapomnieć. Jest to most wiszący o długości 798 m. oddany do użytku w sierpniu 1993 roku. Po zachodzie słońca jest
podświetlany, a raz na jakiś czas, na konkretne okazje, przygotowywane są
specjalne iluminacje.
Te kolorowo oświetlone stateczki to yakatabune, czyli – mówiąc potocznie – statki imprezowe. Zadaszone, z jednym dużym pomieszczeniem z matami tatami i stołami. Kiedyś podziwiano z nich kwitnące sakury, księżyc w pełni lub pokazy sztucznych ogni przy strawie i napitkach. Obecnie można wynająć taki stateczek także na różne inne okazje.
I tak dobiegła końca moja wycieczka na Odaibę. Na zakończenie panorama po zachodzie słońca. Trochę mi brakuje takich widoków, tzn. zachodów słońca. Na Shikoku (→ mój poprzedni blog Widok na Wielki Most Seto) zachwycałam się nimi na co dzień, a w Tokio zbyt dużo budynków wokół...
A już myślałam, że teraz będzie blog o Ameryce. :)
OdpowiedzUsuńOooo właśnie takie Tokio chciałam zobaczyć...
:) Nie wybieram się, mimo zniesienia wiz :)
UsuńO, to fajnie. Ale podpowiedz jakie to Tokio, może następnym razem też uda mi się coś w tym stylu pokazać.
Szczerze przyznaję, że ciekawi mnie Tokio jakie pokazują dzisiejsze filmy. Mąż dużo ogląda japońskich filmów z dawnych czasów, kostiumowych i tych bardzo starych. Podpatruję je wtedy, ale to nie to. Jakoś dużo bardziej ciągnie mnie do nowoczesności. Zawsze pociągały mnie pejzaże nowo-miejskie, industrialne szczególnie.
UsuńI Tokio nocą. Wszystkie te jego iluminacje.
Stare Tokio też ma swój urok, ale doskonale Cię rozumiem. Ja też o wiele bardziej wolę nowoczesne miasta. Nocnego Tokio nie obiecuje, ale nowo-miejskie postaram się pokazywać.
UsuńJedna wycieczka, a tyle atrakcji...dość szybka ta kolejka, a te diabelskie młyny to chyba modne, bo co rusz widuję takie w różnych miastach.
OdpowiedzUsuńByłam na prelekcji o wiatrakach produkujących prąd i największe są równe wieży Eiffela, statua przy nich jest mała...pewnie w Japonii tez sporo wiatraków?
Kolejka rzeczywiście szybka, ale to dlatego, że nie jest kolejką turystyczną tylko zupełnie normalnym pociągiem.
UsuńZ takiego diabelskiego młyna widok musi być wspaniały, więc pewnie między innymi dlatego są popularne. Wydawało mi się, że jedno okrążenie trwa bardzo długo i dlatego nie zdecydowałam się na przejażdżkę. Poza tym mam lęk wysokości...
Och, wiatrak wielkości wieży Eiffla to musi być potwór ;)
Tak, w Japonii też sporo tych wiatraków.
A jednak zdjęcia wskazują na związek z Ameryką, chociaż to Tokio. Zachwyca podświetlony most i napis LOVE. Szkoda, że tej prawdziwej miłości tak mało między ludźmi, aby to życie było znośne.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Cóż, chyba nic na to nie poradzimy. Niechby przynajmniej ludzie byli dla siebie trochę bardziej życzliwy i uśmiechali się częściej...
UsuńPozdrawiam słonecznie :)
Wspaniała wycieczka! Patrzę na Japonię i jest mi nieco smutno -tu mostów multum, a w Polsce wybudowanie jednego jest problemem. Od lat podziwiam Japonię, bo przecież to kraj rozrzucony na wysepkach, wstrząsany co jakiś czas niszczącymi trzęsieniami ziemi a tak wspaniale się rozwija łącząc tradycję z nowoczesnością.I miałaś świetny pomysł z nakręceniem tych filmików. Piekna wycieczka!
OdpowiedzUsuńSerdeczności;)
Dziękuję! Nachodziłam się strasznie, ale warto było.
UsuńA propos mostów. Poprzednio mieszkałam na wyspie Shikoku. Dopiero w 1988 po raz pierwszy została połączona z wyspą Honshu mostem Seto (ten z tytułu mojego poprzedniego bloga), a kolejne dwa powstały w 1998 i 1999. Wcześniej trzeba było przeprawiać się statkiem.
Cieszę się, że filmiki Ci się podobały. Może jeszcze coś nakręcę.
Serdecznie pozdrawiam :)
Oglądam Twoje zdjęcia i nie mogę się nadziwić, w jak różnych światach mieszkamy ;) Naziemna kolejka, a właściwie metro to dla mnie szóstka w Paryżu, która kilkakrotnie wynurza się spod ziemi, w tym pokonuje Sekwanę mostem, z którego jest absolutnie przepiękny widok na Wieżę Eiffla. Choć już nie tęsknię za tym pięknym miastem tak jak dawniej to zadaję sobie pytanie jak odnalazłabym się w tak nowoczesnym świecie jak Twój. Chyba powinnam urodzić się w XIX wieku ;)
OdpowiedzUsuńCo do Statuy Wolności, to oczywiście wypatrzyłam ją na zdjęciu ;) Wiesz, że w Paryżu są aż trzy? Przynajmniej tyle widziałam ;) pozdrawiam
Piękny zachód słońca nam pokazałaś, nie dziwię się, że takiego widoku brakuje Ci w Tokio. Bardzo podoba mi się Most Tęczowy, wydaje się lekki jak piórko. Dziękuję Ci za t
A ja jednak lepiej się czuje w takich nowoczesnych miastach, choć z ogromny sentymentem i zainteresowaniem oglądam stare fotografie miast :)
UsuńMasz sokoli wzrok, bo jest słabo widoczna. Nawet na żywo trudno ją wyłowić z krajobrazu.
O, to można sobie zrobić w Paryżu wycieczkę po statuach. W Japonii też jest kilka, ale widziałam tylko tę jedną, którą pokazałam.
Dziekuję Ci za odwiedziny :)
Przede wszystkim cieszę się że znowu jesteś :-) Bo już zaczynałam się zastanawiać czy coś się nie stało...
OdpowiedzUsuńPiękna wycieczka. No i tyle ciekawych wiadomości.
Wprawdzie /jak się może domyślasz/ nie lubię miast XXI wieku, ale to co pokazałaś spodobało mi się.
Bardzo Ci dziękuję.
Dziękuję :) Jakoś tak nie mogłam sie zebrać do pisania...
UsuńCieszę się, że mimo wszystko podabało Ci się. Ja akurat bardzo lubię nowoczesne miasta i dobrze się w nich czuję, ale raz na jakiś czas bardzo chętnie oglądam te dawne.
To ja Ci dziękuję za odwiedziny :)
Ja co prawda lubię pooglądać czasem zdjęcia zakamarków starszych części japońskich miast, bo to dla nas dość niezwykła egzotyka, ale mieszkać to bym stanowczo wolała w takim nowoczesnym dużym mieście :). Niektóre miejsca wyglądają wręcz kosmicznie! Super! Dziękuję za tę wycieczkę :).
OdpowiedzUsuńTo tak samo jak ja :)
UsuńTo ja dzękuję za odwiedziny i polecam się na przyszłość :)
Piękna foto-relacja, moc ciekawostek o Tokio, dziękuję 🤗
OdpowiedzUsuńZawsze z przyjemnością czytam, co słychać u Ciebie i w
malowniczej, odległej Japonii😀
Pozdrawiam cieplutko na miły weekend 🍁🧡🌼☕🙋
Bardzo Ci dziękuję :)
UsuńRównież serdecznie pozdrawiam, tym razem z deszczowego Tokio :))
Przypomniała mi się czytana jakiś czas temu "Księżniczka i szogun". O tym jak Japończycy próbowali ocalić kraj przed inwazją barbarzyńców.
OdpowiedzUsuńZachód słońca w mieście też może być piękny.
Nie znam tej książki, ale wyszukałąm w internecie. Przyznam się, że autorka też jest mi nieznana. Polskie tłumaczenie zostało wydane w zeszłym roku, czyli wtedy kiedy ja już byłam w Japonii - nic dziwnego, że o niej nie słyszałam. Okazuje się, że autorka jest specjalistka, więc z pewnością książka jest bardzo ciekawa i prawdziwa. Jak będę miała okazję, to przeczytam. Dzięki za informację :)
UsuńMasz rację, może być, tylko potrzeba trochę widocznego nieba, a wokół mojego domu niestety większość nieba zasłonięta jest prawie po horyzont :(
Czytałam na legimi. Jak wszystko ostatnio.
UsuńU mnie też słońce zasłonięte. Ale pięknie się odbija w szklanych domach.
O, dzięki za podpowiedź :)
UsuńAż trudno uwierzyć, że chce się Japończykom tworzyć takie cudowności, kiedy wiadomo, że trzęsienia ziemi. Chociaż może akurat tam w Tokio ich nie ma. To co pokazałaś wygląda jak drugie miasto, już typowo nowoczesne, bez tej historycznej części. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTrzęsienia ziemi są praktycznie w całej Japonii, w niektórych regionach występują częściej, w niektórych rzadziej. W Tokio też są. Ale wiesz, gdyby z obawy przed trzęsieniami ziemi rezygnowano z budowy i tworzenia różnych ciekawych budowli, to cała Japonia pokryta byłaby pewnie identycznymi, nieciekawymi, byle jakimi domami :) Natomiast Japończycy udoskonalają techniki budowlane i tworzą budynki coraz bardziej odporne na trzęsienia ziemi, nawet te silniejsze.
UsuńPozdrawiam słonecznie :)
Kolejka bez maszynisty... ja jednak w XIX wieku tkwię całą duszą. Odczuwam lęk przed czymś, co działa bez bez człowieka. Jakbyśmy już zaczynali być zbyteczni, choć sami wymyśliliśmy to "coś". Jakby maszyny chciały powiedzieć "ludziom już dziękujemy"...
OdpowiedzUsuńTaka kolejka, szczególnie jazda na przedzie, to pewnie największa frajda dla dzieci. Niesamowite wrażenie, prawie jak w wesołym miasteczku:)
Tak bardzo nowoczesna zabudowa budzi mój podziw, ale mieszkać bym nie chciała w takim otoczeniu. Niemal z zapartym tchem szukałam na zdjęciach odrobiny zieleni i dopiero odetchnęłam kiedy znalazłam. Dziękuję, ze zrobiłaś mi prawdziwą wycieczkę na koniec świata :)
A statuę wypatrzyłam. I cieszę się, że wróciłaś. Buziaki:)))
Rozumiem Cię, ja też wolałabym, żeby obsługiwał mnie człowiek a nie maszyna, ale akurat w przypadku kolejki zupełnie nie odczułam, że działa bezobsługowo. Może dlatego, że wszystko działało bez zarzutu. Pewnie gdyby nagle się popsuła, to miałąbym inne odczucia.
UsuńOj, tak, wielka frajda. Obok mnie siedział kilkuletni chłopiec z tatą i był bardzo podekscytowany jazdą, i prawie przez całą drogę powtarzał "most, most, most" (most sie po jakimś czasie pokazywał w całej okazałości). Niewiele brakowało, a bym do niego dołączyła ;-)
Zieleni w Tokio jest naprawdę bardzo dużo, wbrew pozorom. Może nie zawsze zostaje uwieczniona na moich zdjęciach, ale jest. Planuję zresztą wpis o zieleni w Tokio, tylko jeszcze zbieram materiały z różnych części miasta.
O, to też masz sokoli wzrok!
Dziękuję :)))
Coś Ty, ślepa jestem jak kret. Ale jakoś Statua się dała zauważyć :)
UsuńKochana Mokuren, przez twojego bloga coraz bardziej mnie ciągnie, żeby obejrzeć choć kawałek Japonii, tak doskonale przedstawiasz ten kraj. I jeszcze to cholerne jedzenie, które chętnie żarła bym chociaż raz w tygodniu. Odaiba - czarodziejska, na swój ultranowoczesny sposób :-) Całuski!
OdpowiedzUsuńDzięki! To świetnie, bo taki miałam plan - pokazać Japonię i zachęcić do zainteresowania się nią.
UsuńŚwietnie określiłaś Odaibę - podoba mi się.
Pozdrawiam :)))
O rany tyle wiadomości i takie fantastyczne zdjęcia. Bardzo fajny wpis. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cieszę się, że Ci się spodobało.
UsuńA ja pozdrawiam z deszczowego dziś Tokio :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że Statua Wolności w Tokio jakoś mnie nawet nie zdziwiła, biorąc pod uwagę powojenną historię Japonii oraz amerykańską okupację ;) Słyszałem, że nawet obecny język japoński to taka "Mieszanka Wedlowska", pełna naleciałości ze Stanów. Całkiem podobnie jak u Koreańczyków z Południa :)
OdpowiedzUsuńZa te filmiki "kolejkowe" też Ci bardzo dziękuję :) Czasem na YT wyszukuję takie rzeczy. Czuję się wtedy, jakbym faktycznie w danym miejscu był.
Kolejna wciągająca opowieść i piękne widoki :) Jesteś niesamowita...
Niby masz rację, że Statua Wolności to nic takiego w Tokio, ale pierwotnie pochodzi z Francji, ta amerykańska też ;)
UsuńTo prawda, w języku japońskim sporo jest zapożyczeń z języków obcych, nie tylko angielskiego, bo i z portugalskiego czy niemieckiego też, ale nie powiedziałabym, że pełno jest naleciałości ze Stanów. Koreańskiego nie znam, więc nie mogę porównać.
Cieszę się, że filmiki Ci się spodobały. Ja też lubię oglądać takie "ruchome" relacje z innych krajów. Postaram sie od czasu do czasu coś wrzucić :)
Dziękuję! Komplement trochę na wyrost, ale bardzo miły :-))