W środku miasta, otoczony bujną zielenią stoi Dwór
Hatoyama (Hatoyama Hall). Jak to w Tokio, także tutaj zabudowa wokół jest gęsta, a z
pobliskiego wysokiego apartamentowca można zaglądać do ogrodu i w okna pewnie
też, ale obecnie rezydencja jest niezamieszkała, więc z pewnością nikt się nie przejmuje
ewentualnymi podglądaczami.
Kiedy wchodzimy na teren posiadłości, nagle trafiamy do innego świata, moża poczuć się niemalże jak na wsi, z dala od zgiełku wielkiego miasta. Ta cisza ma swoją cenę. Gdyby ktoś chciał kupić posiadłość (gdyby była na sprzedaż oczywiście), za samą ziemię musiałby wyłożyć 5 mld jenów (175 mln zł).
Zacznijmy od dworu. Hatoyama to nazwisko – kim byli jego
nosiciele?
Z rodu Hatoyama wywodzą się cztery pokolenia polityków:
→ Kazuo
(1856-1911) – poseł Izby Reprezentantów (niższa izba japońskiego parlamentu) w
latach 1894-1911,
→ Ichirō (1883-1959) – premier w latach 1954-1956,
→ Iichirō (1918-1993) –
minister spraw zagranicznych w latach 1976-1977,
→ bracia Yukio (ur. 1947) – premier w
latach 2009-2010 i Kunio (1948-2016) – poseł i minister.
Budynek zaprojektowany przez wybitnego japońskiego
architekta Okadę Shin’ichirō jako rezydencja w stylu zachodnim został wybudowany w
1924 roku na wzgórzu Otowa dla Ichirō Hatoyamy.
Mimo że była to prywatna rezydencja, działa się tutaj
powojenna polityka, m.in. przygotowywano powstanie partii politycznej,
planowano wznowienie stosunków dyplomatycznych z ZSRR.
Po 70 latach od wybudowania rezydencji podjęto decyzję o
gruntownym remoncie budynku, który już dość mocno został nadgryziony zębem
czasu. Podczas remontu przywrócono rezydencji pierwotny wygląd i pod nazwą Dwór
Hatoyama (po jap. Hatoyama kaikan 鳩山会館) otwarto ją 1 czerwca 1996 roku.
Od bramy do budynku wspinamy się dość stromym podjazdem. Niespodziewanie wyszło słońce i zaczęło przygrzewać, więc po dotarciu na górę
byłam już dość zmęczona (wiem, nie za dobrze u mnie z kondycją ;-)), a okazało
się, że czekają nas jeszcze schody wejściowe – co prawda marmurowe i bardzo efektowne,
ale jednak schody. O, takie właśnie:
Na parterze znajdują się dwa salony, jadalnia, oszklona weranda i nieduży pokój ze zmieniającą się co jakiś czas ekspozycją. Na piętrze znajduje się ogromny salon powstały z połączenia trzech sypialni oraz trzy pokoje poświęcone dawnym mieszkańcom: Ichirō, jego żonie Kaoru (1888-1982) oraz ich synowi Iichirō.
Salon (odbicie w lustrze) |
Salon (odbicie w lustrze) |
Jadalnia |
W większości pomieszczeń
można podziwiać witraże. Najokazalszy znajduje się nad schodami prowadzącymi na
piętro. Wykonał go japoński artysta Ogawa Sanchi (1867-1928), prekursor witraży
w Japonii. Ogawa podobno wzorował się na pięciopiętrowej pagodzie ze świątyni Hōryū-ji
w prefekturze Nara. Czerwone fragmenty pagody wykonane są z dwóch warstw szkła
co daje efekt trójwymiarowości – niestety nie udało mi się tego uchwycić na
zdjęciu.
Pomieszczenia na dole są
przechodnie i miały pootwierane drzwi, więc czuć było przestrzeń, a to uczucie
wzmagały ogromne okna wychodzące na ogród. Zazwyczaj w takich miejscach panuje
rygor przy zwiedzaniu: zakaz dotykania eksponatów, zakaz siadania na
krzesłach/fotelach, zakaz fotografowania, no i obsługa zerka dość nachalnie na
zwiedzających. A tutaj, pełna swoboda. Siedząc przy stole na wygodnych kanapach
można się było poczuć niemalże jak u znajomych w odwiedzinach. Muszę przyznać,
że byłam zaskoczona i bardzo mi się to podobało. Tak się rozluźniłam, że
obfotografowałam biurko w jednym z pokoi, w którym wyjątkowo obowiązywał zakaz
fotografowania, a tabliczkę z tą informacją miałam pod samym nosem i wcale jej nie
zauważyłam (ha!, ha!, ha!).
Na piętrze odbywała się akurat wystawa szkła artystycznego połączona ze sprzedażą. Autorem prac jest znany japoński artysta Kuroki Kuniaki (ur. 1945). Ja akurat nie znałam go wcześniej, ale muszę przyznać, że tworzy cudeńka. Kilka jego dzieł jest w posiadaniu rodziny cesarskiej. Z wielką chęcią kupiłabym to i owo, ale ceny powalają na kolana. A kiedy jeszcze wyobraziłam sobie, jak w czasie trzęsienia ziemi takie cudo rozbija się w drobny mak, to ucieszyłam się, że mnie nie stać.
Biurko należące do Yasuko Hatoyamy. Popiersie Yasuko wykonane na życzenie jej ojca na pamiątkę ślubu z Iichirō. |
Zbliżenie na przybory do pisania. Pojemnik po lewej służył do rozrabiania tuszu. |
Na piętrze odbywała się akurat wystawa szkła artystycznego połączona ze sprzedażą. Autorem prac jest znany japoński artysta Kuroki Kuniaki (ur. 1945). Ja akurat nie znałam go wcześniej, ale muszę przyznać, że tworzy cudeńka. Kilka jego dzieł jest w posiadaniu rodziny cesarskiej. Z wielką chęcią kupiłabym to i owo, ale ceny powalają na kolana. A kiedy jeszcze wyobraziłam sobie, jak w czasie trzęsienia ziemi takie cudo rozbija się w drobny mak, to ucieszyłam się, że mnie nie stać.
Nie zrobiłam zdjęć, a
chciałabym Wam pokazać te szklane wyroby. Poszukałam w internecie i znalazłam
program japońskiej telewizji NHK opowiadający o artyście i prezentujący jego
dzieła – „Kuniaki Kuroki: A Glass Magician”. Jest po angielsku, trwa 28 minut.
Po obejrzeniu wnętrza rezydencji czas na ogród. Posadzono
w nim mnóstwo krzewów różanych, ale kwitły, a raczej już przekwitały ostatnie
kwiaty, więc tylko odczytywałam z tabliczek nazwy odmian i próbowałam sobie
wyobrazić jak wyglądają: np. Queen Elizabeth, Blue Moon, Evergold, Mount
Shasta, Love, Christian Dior, Cleopatra, Peace. Ogrodnik wyjaśnił, że trafiłam akurat na okres pomiędzy kwitnieniami (to
był początek czerwca) :(
Tak prezentuje się rezydencja widziana z ogrodu. |
Widok na ogród z piętra dworu. W głębi ogród różany, ale już prawie bez kwiatów. |
Balkon na piętrze. |
Zbliżenie na zdobienia nad drzwiami balkonowymi. |
Tuż obok, za drzewami wznoszą się wysokie apartamentowce. |
Na trawniku przed domem stoją dwa pomniki. Jeden, całkiem
nowy, z 2007 roku, przedstawia pierwszego właściciela domu, Ichirō Hatoyamę i jest
podarunkiem od Rosji z okazji 50. rocznicy wznowienia stosunków dyplomatycznych.
Wykonał go gruziński artysta Zurab Cereteli (ur. 1934).
Drugi, trochę większy, z sadzawką, w której pływają kolorowe karpie, upamiętnia Kazuo i Haruko Hatoyamów czyli rodziców Ichirō. Wykonał go japoński artysta Asakura Fumio w 1931 roku.
Czy zauważyliście, że w witrażach oraz innych zdobieniach
domu pojawiają się gołębie? To nawiązanie do nazwiska właścicieli, Hatoyama (鳩山), które zapisuje się dwoma
znakami kanji oznaczającymi gołębia i górę.
Po opuszczeniu Dworu Hatoyama pospacerowałam trochę po
okolicy. Teren wokół jest dosyć górzysty. No może przesadzam, ale na pewno
pagórkowaty i sporo jest stromych podejść.
Jedno z nich to Nezumi-zaka (Stromy podjazd myszy). Ma
około 100 metrów długości, schody z jednej strony i poręcz po środku. A po
bokach stoją domy – niektóre przepiękne, ale współczuję mieszkańcom codziennego
schodzenia w dół i wspinania się pod górę w drodze powrotnej. Jak napisał Mori Ōgai (森鴎外, 1862-1922) w opowiadaniu właśnie
pod tytułem „Nezumi-zaka”: po tej pochyłej drodze nie dało się zwieźć pasażera
rykszą, trudno było nawet zjechać pchając pustą rykszę, a zejście pieszo,
zwłaszcza tuż po deszczu, było bardzo trudne i podobno tylko myszy radziły
sobie z wchodzeniem i schodzeniem.
Nezumi-zaka widziana z dołu. |
Domy przy Nezumi-zaka |
Nezumi-zaka z góry. Napis na żółtym tle: Porzućmy zamiar zjeżdżania po stoku na rowerze lub motorze! |
Druga taka stroma droga to Hachiman-zaka. Trochę krótsza, 90-metrowa, ze schodami i poręczą, z zakrętem w połowie.
Jedna z refleksji, jakie nasunęły mi się po przeprowadzce
do Tokio i po spacerach po mieście, jest następująca: Tokio leży na bardzo
pofałdowanym terenie! I to mnie niezmiernie zdziwiło, bo kiedy mieszkałam w
Tokio poprzednio, w latach 90-tych, wydawało mi się płaskie. Ale mieszkałam
wtedy w innej dzielnicy i widocznie poruszałam się po innych obszarach miasta,
bo nie sądzę, żeby przez te dwadzieścia parę lat ukształtowanie terenu zmieniło
się na przykład pod wpływem trzęsień ziemi ;) Może po prostu pamięć mnie
zawodzi.
Faktycznie, bardzo strome uliczki, ale przy okazji niezły trening:-)
OdpowiedzUsuńPiękny ten dwór, witraże są jego ozdobą, drzwi wejściowe także.
Dobrze, że odrestaurowano i można zwiedzać, lubię poznawać takie miejsca.
Pewnie okoliczni mieszkańcy nie muszą już chodzić na siłownię ;-)
UsuńJa też lubię takie miejsca. A w tym wyjątkowo panowała przemiła atmosfera aż nie chciało sie opuszczać.
Ładna, a nawet bardzo ładna rezydencja.Witraże prześliczne, lubię bardzo witraże o świeckiej tematyce.Zawsze marzyłam o choćby jednym oknie witrażowym- niestety pewnie zbyt słabo marzyłam i marzenie dalej jest niespełnione. Takie usytuowanie na wzgórzu dobre widokowo, ale na co dzień zbyt męczące.Ogród też piękny i tchnie spokojem.Zrobiłam dzięki Tobie piękną wycieczkę- dziękuję!
OdpowiedzUsuńZ marzeniami to nigdy nic nie wiadomo, może jeszcze się spełni :)
UsuńWłaściciele tego dworu z pewnością nie musieli pieszo wchodzić tylko byli wożeni, więc nie cierpieli zbytnio z powodu usytuowania domu.
Cieszę się, że miło spędziłaś czas :) Cała przyjemność po mojej stronie.
Zastanawiam się nad kupnem. Mam zbędne 175 mln złotych. Hahahaha. Serio, rezydencja robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili pomyślałam, że Ty tak na serio ;)
UsuńNie grozi mi to póki co przynajmniej. 🙂
UsuńDom na "Gołębiej górze" tak będę myślała o tej przepięknej rezydencji. Szkoda, że Pan Kazuro przedstawiony jest w europejskim ubraniu. Na szczęście jego żona ma już strój narodowy. Witraże prześliczne, czy to kościelne czy świeckie, zawsze wywołują we mnie niezrozumiałą tęsknotę. Dziękuję za wycieczkę, dobrze że nie musiałam się wspinać po tych stromych ulicach, bo na pewno nie dałabym rady. Uściski.
OdpowiedzUsuńJak to ładnie napisałaś: Dom na gołębiej górze :)
UsuńMężczyźni chyba szybciej niż konbiety przejęli zachodni styl ubierania się. Współcześnie też łatwiej zobaczyć kobietę ubraną tradycyjnie niż mężczyznę.
Miło mi, że podobała Ci się wycieczka. Ja też lubię podróżować z innymi blogerami właśnie ze względu na brak konieczności pokonywania dużych odległości czy wzniesień.
Pozdrawiam ciepło i słonecznie :)
Piękna, jak zawsze opowieść odległej Japonii❤️
OdpowiedzUsuńPiękne witraże zwróciły moją uwagę 😀
Pozdrawiam serdecznie na miłe kolejne dni 🙋
Dziękuję!
UsuńWidzę, że witraże przyciągnęły uwagę wszystkich komentujących.
Pozdrawiam słonecznie :)
Rzeczywiście - stromo. Nie wiem, czy spacer to nie wspinaczka bardziej. :-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne szkło - niezwykłe w kolorach i formie, choć nie przepadam za wazonikami czy tego typu naczyniami... jednak zachwyciło mnie bardzo.
Wiesz, ja też się nad tym zastanawiałam wchodząc ;-)
UsuńBardzo niezwykłe, a na żywo wyglądało niesamowicie. Oczywiście na wystawie były też i mniejsze formy, właśnie wazoniki czy kieliszki, i one mnie już tak nie zachwycały, choć były cięte w jakiś wyjątkowy sposób. Dziękuję, że zwróciłaś uwagę na to szkło :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietne, taka enklawa. Nie miałam pojęcia, że coś takiego jest w Tokio.
OdpowiedzUsuńOkolica (ze względu na topografię terenu) przypomina mi szwajcarskie miasta.
Można się natknąć na takie ciekawe miejsca podczas wędrowek po Tokio.
UsuńO, to teraz mogę sobie leoiej wyobrazić gdzie mieszkasz :)
A mnie najbardziej podobają się piękne drzewa i kwiaty w ogrodzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Magnolio serdecznie.
Wiem, że lubisz drzewa. I bardzo często jak widzę jakieś ciekawe, fotografuję je myśląc o Tobie. Chyba będę kiedyś musiała zebrać te zdjęcia w jeden post :)
UsuńJa również serdecznie pozdrawiam Stokrotko.
Koniecznie tak zrób. I pokaż nam najciekawsze i najpiękniejsze drzewa w Tokio...
UsuńSerdeczności Magnolio.
Tokio jest egzotycznym i ciekawym miastem. Lubię go zwiedzać na You Tubie nieraz całymi godzinami. W Japonii każdy metr ziemi jest ważny, stąd ta ciasnota uderza najpierwsza.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Teraz, w dobie internetu, można zwiedzać najrozmaitsze zakątki świata nie wychodząc z domu. Oj tak, ciasnota rzeczywiście jest potworna i kiedy znajdziesz sie w takim miejscu jak np. rezydencja Hatoyamów, to nagle możesz odetchnąć pełną piersią i poczuć przestrzeń (choć to też na standardy europejskie nie jest wielka posiadłość).
UsuńWszystkiego dobrego :)
Ciekawe miejsce <3
OdpowiedzUsuńCiekawe :)
UsuńJakie piękne miejsce! Bardzo podobają mi się witraże, ale szczęka mi opadła jak obejrzałam fragment filmu o Kuniaki Kuroki, prawdziwy czarodziej. Nie dziwię się, że miałaś ochotę na jedno z jego dzieł. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńO, jak ładnie napisałaś, rzeczywiście 'prawdziwy czarodziej".
UsuńZupełnie się nie spodziewałam, że to takie przyjemne miejsce, bo choć sprawdziłam wcześniej gdzie idę, to jednak był to dla mnie przede wszystkim dom rodzinny polityków, a tu taka niespodzianka.
Pozdrawiam słonecznie :)
Co jak co ale ogród zachwycił mnie najbardziej, mogłabym tam godzinami przesiadywać i czytać książki :). Uliczki, schody też mi się podobają. Nie wiem czemu ale zawsze ciekawie się czułam w tego typu przejściach. P.s. policja już Cię szuka za fotografowanie i publikowanie zdjęć tego biurka :P
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz :)
UsuńTak, ogród rzeczywiście zachwyca. Tam w głębi, czego oczywiście nie widać, jest jeszcze mały zakątek różany - świetnie nadawałby się na czytanie książek, zwłaszcza gdyby chcieć schować się przed światem.
No nie powinnam była pokazywać zdjęcia tego biurka, już po mnie ;-)
Dzięki za wycieczkę do innego świata :) Piękna rezydencja, najbardziej podoba mi się widok z ogrodu na budynek i odwrotnie. Belki na białym suficie uwielbiam :) Witraże zwracają uwagę taką finezją, delikatnością... śliczne. Natomiast schody! o matko, tylko do podziwiania i oglądania, wchodzić kilka razy dziennie to gorsze niż było moje ursynowskie czwarte piętro bez windy przy psie i małych dzieciach ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie, bo właśnie słoneczko wyjrzało zza chmur :)))
Nie ma za co :)
UsuńMasz rację, schody tylko do podziwiania, ledwo się wgramoliłam. Jejku, podziwiam i współczuję tego czwartego piętra. Ale pewnie kondycja Ci sie poprawiła :)
Dziękuję i odwzajemniam się słoneczkiem i ciepełkiem, bo u mnie dzisiaj było 31 stopni.
Wtedy kondycja była na najwyższym poziomie, szkoda, że to czas przeszły dawno dokonany :) Byłam młodsza niż moi chłopcy teraz :)
Usuń31 stopni!Powiem, że zazdroszczę, u nas 12 tylko. Pewnie cieszą się ci, którzy nie lubią gorąca ale ja do nich nie należę, lubię ciepło :) Najchętniej przespałabym cały czas do wiosny :)))
Dwór Hatoyama to kolejne miejsce z klimatem, ale ło matko! Te strome uliczki i schody sprawiają, że całość u mnie odpada w przedbiegach niestety :( Czy Japończycy w ogóle myślą coś o niepełnosprawnych?
OdpowiedzUsuńA imiona Ichiro i Yukio kojarzę z filmu "Karate Kid 2". Z tym, że Yukio była tam kobietą ;)))
Pozdrawiam gorąco i zapraszam do siebie ;) Zostałaś wspomniana ;)
Dziękuję, już zajrzałam :)
UsuńCo do niepełnosprawnych. Hmmm, wydaje mi sie, że myślą więcej niż podczas mojego poprzedniego dłuższego pobytu w latach 90-tych, ale muszę się rozejrzeć, bo jakoś nie zwracałąm na to uwagi. Wczoraj na stacji metra chciałam sie wydostać z peronu korzystając ze schodów ruchomych, ale okazało sie, że akurat te jadące do góry nie działają i trzeba było wejść pieszo zwykłymi schodami. Okazało sie, że schody zostały chwilowo wyłączone z powszechnego użycia, żeby zwieźć na peron dziewczynę poruszającą się na wóżku. Asystowali jej dwaj pracownicy stacji. Tłok był dość duży, ale nikt z wchodzących po schodach nie komentował, nie robił min, itp.
Wiesz, z imionami japońskimi to nigdy nic nie wiadomo. Można je tworzyć dowolnie i czasami widząc tylko imię spodziewamy się kobiety, a to mężczyzna, ale w "Karate Kid 2" była YukiE :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie tylko pięknie tam jest, ale także Ty to pięknie opisujesz. Ponieważ Japonia, to kraj, który jest dosyć daleko na mojej liście (wiadomo, kasa:-), to z przyjemnością sobie chociaż poczytam o tym miejscu, ludziach, kulturze.
OdpowiedzUsuńA jak jest z bezpieczeństwem?
Witam Cię serdecznie :) I dziękuję za miłe słowa.
UsuńOczywiście zdarzają się różne wypadki, ale generalnie Japonia jest bezpiecznym krajem.
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do czytania :)
Rezydencja wspaniała, chętnie się ją zwiedza nie mówiąc o mieszkaniu. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńSama chętnie bym tam zamieszkała, ale odstraszają mnie schody i stromy podjazd. Serdecznie pozdrawiam z pochmurnego Tokio w oczekiwaniu na nadejście tajfunu.
UsuńProszę bardzo! Nawet czerwony dywan położono na Twoje przybycie:-) Piękne miejsce z ciekawą historią, charakterne i stylowe. I w świetnej lokalizacji. Bardzo mi się podoba ale go nie kupię, nie stać mnie;-) Podoba mi się także formuła zwiedzania, człowiek czuje się swobodnie, nie ograniczają go różne zakazy. Po okolicy również z przyjemnością powłóczyłabym się. Lubię takie wąskie biegnące w górę i w dół uliczki:-)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Rzeczywiście, był dywan! Jakoś nie utkwił mi w pamięci ;)
UsuńPodsumowałaś doskonale zalety tego miejsca :) A takich uroczych wąskich uliczek góra-dół to w Twoim ulubionym miejscu pewnie masz mnóstwo. Ja też takie lubię, byle nie za strome były.
Pozdrawiam słonecznie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ja czekam na zdjęcia. Dla mnie jedyne dostępne zwiedzanie Tokio. Miasto w czach tam mieszkającego jest ciekawsze niż fotografowane przez turystów.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Już niedługo będą :)
UsuńPrzepraszam, zgubiłam "o" - w oczach!
OdpowiedzUsuńUliczki faktycznie stanowia małe wyzwanie. DZiękuję ,ze nas trochę oprowadziłaś po tej rezydencji- zachwyciły mnie w sposób szcególny witraże oraz ogród. Tokio jak widzę ma niesamowity klimat. Mam nadzieję,że pewnego dnia uda mi się je zobaczyć :-)
OdpowiedzUsuńNie ma za co. To ja dziękuję za odwiedziny i komentarz :))
UsuńŻyczę Ci, żeby udało się zobaczyć Tokio na żywo.
Jestem potworem, ale uwielbiam zaglądać do cudzych domów i podgladać wystrój wnętrz, w związku z tym takie muzea są dla mnie najfajniejsze. Dzięki ci bardzo za udostępnienie :-) A rybki mam bardzo podobne do tych u ciebie. Jaki świat malutki, hihihi. Przytulaski - Ewa z mycastle.video.blog
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też lubię :)
UsuńMasz takie kolorowe karpie? W ogródku?
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. W najbliższym czasie zajrzę do Ciebie. Pozdrawiam :)