Pora deszczowa trwa, ale na szczęście daje odetchnąć i
dość często deszcz ustaje, a nawet zza chmur wychodzi słońce. W minioną sobotę
przez cały dzień padało, chwilami bardzo intensywnie, więc nawet wyjście na
zakupy sobie podarowałam. Ale w niedzielę choć było pochmurno i bardzo wilgotno,
to deszcz „odpoczywał” i można było wybrać się na spacer.
Pojechałam do Muzeum Pożarnictwa w Yotsuya w dzielnicy
Shinjuku. Muzeum działa od grudnia 1992 roku i prezentuje historię pożarnictwa
od okresu Edo (1603-1868) do współczesności. Ekspozycja przygotowana jest także
pod kątem dzieci: puszczane są filmy animowane, udostępnione są modele wozów
strażackich i prawdziwy helikopter, w których można poczuć się jak strażak w akcji.
Miałam ochotę usiąść za sterami helikoptera, ale onieśmieliła mnie długa
kolejka dzieci ;-)
W początkowym okresie Edo nie istniały zorganizowane
służby ogniowe, pożar gasiło się na własną rękę. Na przykład, gdy pożar wybuchł
w obrębie zamku Edo, gasili go na rozkaz rady starszych samurajowie pracujący
dla shoguna. A gdy paliły się domy mieszczan, to musieli je gasić własnoręcznie
ich właściciele.
Pierwsze próby zorganizowania służb odpowiedzialnych za
gaszenie pożarów pojawiły się w 1629 roku. Ustalono wtedy, że w przypadku
pożaru rada starszych zwołuje panów feudalnych, którzy mają zająć się gaszeniem
pożaru, wysyłając do nich specjalne pismo. No ale ten system nie za bardzo zdał
egzamin, bo cała procedura strasznie długo trwała: rada musiała przygotować
pismo, następnie posłaniec musiał to pismo dostarczyć, potem panowie feudalni
ze swoją świtą musieli dojechać na miejsce pożaru, a jak już w końcu dojechali,
to i tak niewiele mogli uczynić, bo przecież nie znali się na gaszeniu.
Pan feudalny wraz z orszakiem zmierza do pożaru. Na wyposażeniu: drabina, haki do burzenia budynków, sikawki. |
Strój strażacki samuraja. Wygląda raczej jak ubiór mniszki ;-) |
W następnych latach podejmowano kolejne próby stworzenia
efektywnego systemu gaszenia pożarów. W 1657 roku, rok po tzw. wielkim pożarze
ery Meireki, w którym spaliła się główna wieża zamku Edo i
ucierpiało prawie 68 tysięcy ludzi, utworzono oddziały ogniowe (jōbikeshi)
podlegające bezpośrednio shogunowi. Odpowiedzialni za nie byli czterej samurajowie
hatamoto (pracujący bezpośrednio dla shoguna). Mieli do dyspozycji remizy,
sprzęt i ludzi. Byli także odpowiedzialni za zapewnienie bezpieczeństwa
publicznego w miejscu pożaru.
Z kolei służbę ogniową z prawdziwego zdarzenia wśród
mieszczan (machibikeshi) zaczęto organizować w 1718 roku. Utworzono grupy
(kumi), które były odpowiedzialne za wyznaczony obszar miasta.
Matoi używane przez grupy kumi. |
Każda grupa kumi miała własny totem (matoi).
Górna część różniła się kształtem i napisem (jeden znak z sylabariusza). W
przypadku pożaru wyznaczona osoba wspinała się z totemem na dach pobliskiego budynku.
Po kształcie i napisie widocznym na totemie można było zorientować się gdzie się
pali i która grupa prowadzi akcję gaśniczą. Matoi nie należało do najlżejszych,
mogło ważyć nawet 22 kg, więc wspięcie się na dach z takim obciążeniem stanowiło
nie lada wyzwanie.
Ówczesny sposób gaszenia pożaru polegał na burzeniu zabudowań znajdujących się w pobliżu
miejsca pożaru i w ten sposób zapobieganiu
rozprzestrzenianiu się ognia. Dlatego też w grupach ogniowych z czasem zaczęli działać cieśle,
zwłaszcza ci specjalizujący się w pracy na wysokości (po japońsku zwani „tobi
shoku”, gdzie tobi to kania – ptak z rodziny jastrzębiowatych, a shoku to
praca).
Domy w tamtych czasach były głównie drewniane, a zamiast
gazu czy prądu używano otwartego ognia, więc nic dziwnego, że pożary wybuchały
często i stanowiły ogromne zagrożenie. Zwłaszcza zimą, kiedy powietrze było
suche i wiały silne wiatry. Dlatego też ówczesny rząd zachęcał do krycia dachów
dachówką, wprowadzał do zabudowy miasta puste przestrzenie zapobiegające rozchodzeniu
się ognia, wały przeciwpożarowe i szerokie drogi.
Po rewolucji Meiji (1868 r.) i po otwarciu się Japonii
na świat zaczęto sprowadzać z zagranicy różnego rodzaju urządzenia pożarnicze,
które umożliwiły zmianę sposobu gaszenia pożarów; już nie burzono, a po prostu gaszono wodą. Później także japońskim inżynierom udało się
skonstruować rodzime urządzenia.
Sikawka ręczna z okresu Meiji. |
Sikawka parowa konna produkcji japońskiej z 1899 r. na węgiel. Aż 20 minut trzeba było czekać na uzyskanie pary o odpowiednim ciśnieniu. |
Wóz strażacki sprowadzony do Japonii w 1929 r. Służył do 1953 r. |
Wóz strażacki wykorzystywany w latach 1924-1953. |
Oddział lotniczy straży pożarnej został utworzony w
listopadzie 1966 roku. W następnym roku zakupiono pierwszy helikopter od francuskiej
firmy Sud Aviation. Nadano mu imię „Chidori” (sieweczka).
Trzy motocykle strażackie wykorzystywane były w latach 1971-1976. |
I jeszcze dwie ciekawostki:
- w 1917 roku po raz pierwszy w akcji wykorzystano wóz
strażacki
- w 1927 roku wprowadzono numer alarmowy straży pożarnej
(119)
O ekspozycji dotyczącej współczesnej straży pożarnej nie
będę pisać, bo mniej lub więcej jesteśmy zorientowani jak działa :-)
Dla zainteresowanych zwiedzaniem podaję namiary:
Muzeum Pożarnictwa (jap.
Shōbō
hakubutsukan 消防博物館, ang.
Fire Museum)
Adres:
東京都新宿区四谷3-10 / Tokyo, Shinjuku-ku,
Yotsuya 3-10
Czynne w godz. 9:30 – 17:00, zamknięte w poniedziałki, wstęp wolny.
http://www.tfd.metro.tokyo.jp/ts/museum.html
Po wizycie w muzeum przespacerowałam się po okolicy w drodze do stacji metra i sfotografowałam kilka ciekawych budynków.
Chińska restauracja. |
Szklany biurowiec wybudowany rok temu. |
Malutki chram w podcieniach biurowca. Niestety znak drogowy zabraniający przechodzenia przez ulicę psuje widok :( |
Sophia University |
Właśnie kwitną hortensje. |
Ależ ciekawostek! Strój samuraja do pożaru mnie zachwycił choć nie bardzo wiem jak mógł chronić... Jaka inna jest kultura Japonii - zachwycająca. Bardzo podobają mi się matoi, choć ich waga przeraża.
OdpowiedzUsuńZajrzę jeszcze nie raz do tego postu.
:-)
UsuńTen strój strażacki samuraja miał stanowić bardziej ozdobę niż pełnić funkcje ochronne ;)
Serdecznie zapraszam ponownie.
Super ciekawe historie japońskiego pożarnictwa:)
OdpowiedzUsuńW moim miasteczku też jest Muzeum Pożarnictwa, istnieje od 1953r.
Posiada bogate zbiory cennych i starych eksponatów:)
Pozdrawiam:)
A deszcz u nas bardzo by się przydał, upały od kilku tygodni!
O, to świetnie, że masz w poblizu takie muzeum. Ja byłam po raz pierwszy, jeśli mnie pamięć nie myli, więc sporo się dowiedziałam.
UsuńPodesłałabym Ci deszcz, ale u mnie od wczoraj nie pada, przygrzewa słońce :(
Ja bym chyba czekała do tego helikoptera... Często interesuje mnie to, co interesuje też dzieci. Nic nie poradzę. :P
OdpowiedzUsuńStrój strażacki – widzę to wyraźnie – niezgodny z przepisami BHP! :P
Sprzęty bobmowe! *_*
Zaczynam żałować, że tak łatwo odpuściłam ten helikopter :(
UsuńStrój strażacki niezgodny, bo służył raczej ozdobie samuraja niż ochronie ;-)
W tym samurajskim stroju strażackim wręcz się zakochałam- jest cuuudny! A te stare samochody - no piękne! Mogłabym sobie taki totem strażacki postawić w charakterze nowoczesnej rzeźby na swej loggii.
OdpowiedzUsuńI naszła mnie refleksja- pamiętam Tokio ( na zdjęciach) sprzed 30 lat- kolosalna różnica, to zupełnie inne miasto! Niewątpliwie to stare Tokio nie było takie ładne i czyste i budowane z planem. To Tokio jest takie jak każde duże miasto świata (mam na myśli widok ogólny), tamto stare Tokio miało po prostu więcej egzotyki.
Ja to bym stanęła w tej kolejce do helikoptera, lubię takie zabawy;) A że ktoś pomyślałby o mnie, że jestem dziwna lub "głupia" to mało by mnie wzruszyło. Ciekawość świata jest wskazana w każdym wieku;) I dobrze jest ją zaspokajać.
Miłego;)
Te samochody na żywo wyglądały jeszcze cudniej, bo były piekne czerwone, a na zdjęciach wyszły pomarańczowe-czerwone :(
UsuńDokładnie 30 lat temu przyjechałam pierwszy raz do Tokio, a potem kilka lat mieszkałam i z tego co pamiętam, to dość podobne było, chociaż teraż oczywiście jest mnóstwo nowych, nnowoczesnych budynków, samochody inne, i ludzie poubierani inaczej.
Coraz bardziej żałuję tego helikoptera. Masz rację, trzeba było stanąć w kolejce i nie przejmować się dziećmi.
Pozdrawiam :-)
Nie ma sprawiedliwości w naturze, u nas upały, że głowa pęka...
OdpowiedzUsuńW takich strojach to chyba sami się spopielili?
Lubię takie muzea, a trzeba przyznać, że nowe technologie urozmaicają w dużym stopniu wystawy.
Budynki ciekawe, chociaż najmniej lubię te oszklone całościowo...
No nie ma, nie tylko w naturze ;-)
UsuńPodesłałbym Ci trochę chłodu, ale u mnie od wczoraj też słońce przygrzewa:(
To muzeum było dość tradycyjne, ale kilka urozmaiceń wprowadzili. Np. można było sie zobaczyć w różnych strojach strażackich. Stawało sie przed ekranem i po każdym machnięciu rękami pojawiał się nasz obraz w innym ubiorze.
Te szklane budynki są o tyle fajne, że czasami odbija sie w nich okolica tworząc ciekawy obraz.
Wielu uważa Japonię za prekursora wszelakiej myśli technicznej, więc trudno uwierzyć, że w sprawach pożarnictwa zaczęli ściągać myśl techniczną od innych i to tak późno, bo dopiero w XXw. Miło się oglądało zdjęcia, bo przecież gdyby nie one, nie miałabym pojęcia, o tych wszystkich sprzętach. Opis historyczny też bardzo ciekawy. Najbardziej zbulwersowało mnie wyburzanie domów w pobliżu pożaru, zamiast użycia wody. Uściski.
OdpowiedzUsuńNazwijmy to podpatrywaniem jak robią inni ;-) A potem rozwijanie tego i tworzenie czegoś przełomowego.
UsuńWody też używano, ale ponieważ nie było żadnych sprzętów (pomp, beczkowozów, itp.), to w ograniczonym zakresie i takie gaszenie trwałoby bardzo długo. A japońskie domy zbudowane z drewna i papieru paliły sie szybko i przy ciasnej zabudowie niebezpieczeństwo rozprzestrzenienia się ognia było bardzo wysokie. Dlatego też burzono. Budynki były lekkiej konstrukcji, więc zburzenie i zbudowanie na nowo nie było skomplikowane.
Rzeczywiście, przy gęstej zabudowie jak najszybsze stłumienie ognia, zapobiega jego rozprzestrzenianiu się. lepiej stracić przez wyburzenie jeden dom, niż kilka przez pożar. Jednak w pierwszym momencie, gdy się czyta o marnowaniu ludzkiego wysiłku, to to trochę zaskakuje. Pozdrawiam serdecznie.
Usuńpo raz kolejny uderzyła mnie pustka na ulicach - tylko na jednym zdjęciu parę figurek. a w końcu Tokio, to olbrzymie mrowisko.
OdpowiedzUsuńMasz rację, pustki na ulicach. To dlatego, że staram sie wybierać miejsca niezbyt zatłoczone. Ale może kiedyś zrobię wpis o tłoku w Tokio ;-)
UsuńJako córka strażaka zachwyciłam się całym wpisem i zdjęciami. Z naszego podwórka znam muzeum w Alwerni i w Mysłowicach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Witam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz.
UsuńOch, to bardzo się cieszę. Opinia córki strażaka jest bardzo cenna :-)
Ja, jeśli mnie pamięć nie myli, nie byłam nigdy w polskim muzeum pożarnictwa :(
W najbliższym czasie postaram się do Ciebie zajrzeć.
Zapraszam w każdej wolnej chwili, może akurat Ci się spodoba. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńKiedy czytam informacje z Tokio ilustrowane zatłoczonymi ulicami, gdzie człowiek wchodzi na człowieka w pędzie i wiecznym pośpiechu, a tu widzę takie nowoczesne, szerokie przestrzenie bez pędzących na oślep tłumów, zaczynam podejrzewać, że oglądałam centrum, tymczasem wystarczy wyjść trochę dalej, by podziwiać piękno Tokio.
OdpowiedzUsuńJaką trzeba mieć fantazję, by w stroju samuraja iść do pożaru...
Serdeczności zasyłam
No właśnie, już Oko zwrócił na to uwagę. Najczęściej pokazywane są najbardziej zatłoczone miejsca: Shinjuku i Shibuya (tutaj jest to słynne przejście dla pieszych - Shibuya Crossing). I choć Tokio rzeczywiście jest zatłoczone, to można znaleźć miejsca prawie bezludne. Ja akurat spaceruję w weekendy i unikam tłoku, więc dlatego na moich zdjęciach mało przechodniów.
UsuńTen strój to taki bardziej dla ozdoby niż do faktycznej walki z pożarem.
Ten strój, to bardziej dla ozdoby niż do rzeczywistej walki z pożarem.
awesome article :)
OdpowiedzUsuńhave a nice day
Po przeczytaniu Twojej notki więcej wiem o historii straży pożarnej w Japonii niż w Polsce:-) W tym 'pożarniczym' stroju samuraj mógł chyba tylko stać i ładnie wyglądać;-) bo rzeczywiście robi on wrażenie i prezentuje się niezwykle paradnie.
OdpowiedzUsuńW kolejce do helikoptera nie czekałabym, brak mi cierpliwości:-)
Jakoś tak pusto w tym Tokio... Wielki kontrast z tym jak kojarzy mi się to miasto- zatłoczone i głośne. Ale i w Krakowie można znaleźć takie spokojniejsze miejsca więc pewnie i w Tokio jest to możliwe. I bardzo dobrze:-)
W końcu dotarłam do Ciebie, nadrabiam blogowe zaległości ale wolno mi to idzie;-)
Pozdrawiam serdecznie!
Samuraj z pewnościa nie gasił ognia w tym stroju, tylko stał i się ładnie prezentował :)
UsuńA propos pustek w Tokio. Nie jesteś pierwszą osobą, która na to zwróciła uwagę. Chyba będę musiała napisac o tym. Owszem, są miejsca okropnie zatłoczone, ale są też i puste, ciche i spokojne.
Pozdrawiam :-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWszystko niesamowicie ciekawe.... a te hortensje na końcu wzruszające.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Magnolio.
:-)
Dziękuję Stokrotko :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę ognistą opowieść ;) Przeczytałam z zainteresowaniem i od dziś będę męczyć znajomych pytaniami o dawne, japońskie sposoby gaszenia pożarów, czy raczej sposoby radzenia sobie z nimi. Ciekawe czy ktoś wymyśli, że burzono okoliczne budynki....
OdpowiedzUsuńPiękna hortensja! Jak europejska :) pozdrawiam wakacyjnie ;)
:)
UsuńCiekawa jestem czy ktoś się na to wpadnie ;)
Hortensja wywodzi się z Japonii. W Europie poddano ją różnym zabiegom hodowlanym i stworzono "europejskie" odmiany.
Pozdrawiam (deszczowo, niestety) :)
Odkąd pamietam Japonią zawsze mnie fascynowała swoją kulturą. Pewnie ma coś z tym wspólnego niezapomniany serial Szogun. Może kiedyś się uda wybrać. Mieszkam w Ekwadorze i tez mam ostatnio sporo deszczu. Jak długo w Japonii trwa pora deszczowa?
OdpowiedzUsuńWitam Cię Marku serdecznie :)
UsuńRzeczywiście, Szogun był bardzo popularny, ja też go pamiętam. Jeszcze serial Oshin - tego nie oglądałam, ale podobno też był lubiany.
W Japonii pora deszczowa teoretycznie trwa półtora miesiąca, ale zdarzaja sie wyjątki. Np. w zeszłym roku w Tokio trwała tylko 23 dni. No i oczywiście nie jednocześnie w całym kraju. Front pory deszczowej przesuwa sie z południa na północ. Najwcześniej zaczyna się na początku maja na Okinawie, a na północy wyspy Honshu - około 10 czerwca. Na Hokkaido pory deszczowej nie ma.
A w Ekwadorze ten okres deszczowy nazywany jest porą deszczową? I jak długo trwa?
Ekwador to taki dziwny pogodowo kraj. Na wybrzeżu ponoć pada w styczniu i lutym. W Andach gdzie ja mieszkam niby kwiecień i maj, tyle, źe ostatnie dwa lata padało i w czerwcu i pada w lipcu. Pogoda tutaj wyprawia niesamowite rzeczy. Mieliśmy nawet minusową temperaturę niedaleko od nas co jest kompletnym ewenementem. A ja uciekałem przed zimnem, o ironio.
UsuńPozdrawiam choć chlodnawo to jednak serdecznie.
Rzeczywiście, na różnorodność pogody nie można narzekać. Nie wiem, czy zazdrościć czy współczuć ;)
UsuńU mnie dzisiaj po raz pierwszy od 20 dni słońce wyszło na dłużej. Jak to miło móc popatrzeć na błękitne niebo.
Życzę Ci w takim razie więcej ciepła i mniej deszczu. Również serdecznie pozdrawiam :)
Świetna wystawa:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńBardzo ciekawe muzeum. Stroje i sprzęt nietypowe. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia. Zapraszam do mojej strony www.krystynaczarnecka.pl
OdpowiedzUsuńWitam CIę serdecznie :)
UsuńRzeczywiście, stroje i sprzęt, zwłaszcza te dawne, bardzo nietypowe. Można się sporo ciekawych rzeczy dowiedzieć. W najbliższym czasie zajrzę do Ciebie :)
Witam Cię serdecznie i dziękuję za miły komentarz :)
OdpowiedzUsuń