10 czerwca 2023

Statek Hikawa-maru z Jokohamy

Przy nabrzeżu obok parku Yamashita i ogrodu różanego cumuje Hikawa-maru, który bardzo chciałam zwiedzić. Na szczęście nie było kolejki i udało się wejść bez czekania. W środku też niewiele osób, więc zwiedzało się bardzo przyjemnie.

Hikawa-maru to liniowiec towarowo-pasażerski z 1930 roku o tonażu 11622 GRT, długości całkowitej 163,30 m i szerokości 20,12 m pływający do Seattle w USA. Podczas wojny służył jako okręt szpitalny. Trzykrotnie rażony minami morskimi szczęśliwie uniknął zatopienia. Po wojnie pływał między portami japońskimi, a od 1953 roku wrócił na trasę Japonia (Jokohama, Kobe) – Seattle. W październiku 1960 roku zakończył służbę mając na koncie 254 rejsy przez Pacyfik i przewożąc łącznie ponad 25.000 osób. W maju 1961 roku zacumowany przy nabrzeżu obok parku Yamashita.



W latach 1961-1973 służył jako obiekt noclegowy dla wycieczek szkolnych i miejsce zdobywania wiedzy o morzach i oceanach. Jednorazowo mógł pomieścić 600 osób, a w sumie przez te lata przenocowało na statku ponad 510 tysięcy. W latach 1963-2004 organizowano „śluby na pokładzie statku”, w których wzięło udział blisko 2000 par.

Od 25 kwietnia 2008 roku, po remoncie, udostępniony do zwiedzania. W czerwcu 2019 roku liczba zwiedzających przekroczyła 3 mln.

Widok w stronę dziobu. Niestety, nie udało mi się objąć całego masztu :(

Widok w stronę rufy.

Pokład łodziowy.

Pokład łodziowy.

Wyjście na pokład. Po lewej stronie ustawione były leżaki. Odpoczywając na nich można było poczuć się jak podczas rejsu ;-) 

Wystrój w stylu art déco zaprojektował Francuz - Mark Simon (1883-1964). 




Mostek kapitański. Na ścianie umieszczono ołtarzyk kamidana.  

Kajuta-biuro kapitana.

Rura głosowa do komunikacji z maszynownią.




W długiej historii Hikawa-maru najznakomitszym okresem były lata trzydzieste XX wieku.

Rejs rozpoczynał się w Kobe. Po drodze do Jokohamy statek zawijał do różnych portów, w których dosiadali się pasażerowie i doładowywano towary, a z Jokohamy płynął bezpośrednio do Seattle. Przepłynięcie Pacyfiku trwało 13 dni.

A ile kosztował taki rejs Hikawa-maru? Kogo było stać? Popatrzmy na ceny z 1930 roku. Rejs z Jokohamy do Seattle w jedną stronę pierwszą klasą kosztował 250 dolarów (500 jenów), rejs klasą turystyczną (czyli drugą) – 125 dolarów (250 jenów), a trzecią – od 55 do 70 dolarów (110-140 jenów).

Ówcześnie pierwsza pensja pracownika przedsiębiorstwa żeglugowego Nippon Yūsen (właściciela Hikawa-maru) wynosiła 70 jenów, a za 1000 jenów można było wybudować dom. Tak więc nawet trzecia (najgorsza) klasa do tanich nie należała.

Poniżej salon, główne pomieszczenie na statku. Tutaj odbywały się oficjalne przyjęcia. Wieczorami usuwano dywany i krzesła, i pomieszczenie zmieniało się w salę balową.


Jadalnia dla pierwszej klasy. Pomieszczenie na całą szerokość statku.



Poniżej apartament przeznaczony dla specjalnych gości. Z własną łazienką (z wanną!). M.in. Charlie Chaplin podróżował w tej kabinie w czerwcu 1932 roku w drodze powrotnej z prywatnego pobytu w Japonii. Wystrój i zdobienie ścian zachowane z lat 30. XX wieku.





Kajuta w pierwszej klasie.

Bawialnia dla dzieci w pierwszej klasie.

Koniecznie muszę jeszcze napisać jak wyglądał plan dnia w pierwszej klasie podczas rejsu. Oto on:

6.00-6.30 poranna kawa

6.30-8.00 spacer

8.00-8.30 śniadanie

8.30-11.00 gra w golfa na pokładzie

11.00-11.30 zupa na bulionie wołowym i krakersy

11.30-12.00 gra w rzucanie pierścieniem

12.00-13.00 obiad

13.00-15.00 drzemka poobiednia

15.00-15.30 podwieczorek

15.30-19.00 gra w karty wewnątrz statku (w palarni podawano najlepsze trunki i wyroby tytoniowe)

19.00-20.30 kolacja

20.30-22.00 tańce / oglądanie filmów

22.00-22.30 przekąska

22.30-23.00 pisanie listów, kąpiel itp.

23.00-6.00 cisza nocna

Jak Wam się podoba? Teraz, prawie sto lat później, atrakcje z pewnością byłyby inne. Choć kto wie, może całkiem podobnie spędzałoby się czas. Macie jakieś pomysły?


I na koniec musimy jeszcze zejść do maszynowni. Trasa zwiedzania przebiegała tylko przez niewielką jej część, ale z opisów wynika, że jest ogromna i kilkupiętrowa.

Dwa ośmiocylindrowe silniki Diesla produkcji duńskiej - po jednym z każdej strony.


Rzut oka na niższe piętra, które były niedostępne.


Schemat całej maszynowni.

Przy wyjściu w gablocie stał model Hikawa-maru, a na ścianie namalowano ogromny statek z pokazanym rozmieszczeniem wszystkich pomieszczeń, których lista zajmowała dwie długie kolumny. Skleiłam dwa zdjęcia, bo nie udało mi się objąć aparatem całego statku. Nie jestem pewna, czy to zdjęcie będzie w ogóle czytelne. Zobaczymy.




I to już koniec wycieczki do Jokohamy...


23 komentarze:

  1. Niesamowite! Zapowiadałaś, że będzie to bardzo ciekawe zwiedzanie, i faktycznie jestem pod wrażeniem! Wspaniały statek, piękne wnętrza, szalenie interesująca historia. Bardzo lubię wszelkie morskie opowieści, zarówno te rybackie, jak i o długich rejsach na luksusowych statkach pasażerskich. Dziękuję Ci za tę wycieczkę :). Wracam jeszcze raz obejrzeć zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało:) Ja też lubię morskie opowieści i byc moze dlatego ten statek mnie zainteresował. To był mój "gwóźdź programu" wycieczki do Jokohamy i się nie zawiodłam.

      Usuń
  2. Luksusowo, ale nikt by mnie nie zmusil do pobudki o 6 rano, natomiast drzemka popoludniowa obowiazkowo. Rok temu zwiedzalismy statek przewozacy kolonistow angielskich do Ameryki, niesamowite jaki zrobilismy postep techniczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też by nikt nie zmusił do pobudki o takiej godzinie ;-) Ale może podczas rejsu na morzu organizm inaczej funkcjonuje...

      Usuń
  3. Z chęcią bym taki statek zwiedziła. W młodości marzyłam, by popłynąć w jakąś daleką podróż liniowcem. Potem, gdy już miałam zaplanowaną podróż wycieczkowcem po Morzu Śródziemnym, trasa z Odessy, to w Polsce "zrobił się" stan wojenny i wycieczka przepadła. Na wszystkich liniowcach miejsca w I klasie były na wysokim poziomie i zawsze pięknie urządzone. No ale kawy o 6,00 rano to bym jednak nie wypiła. Zazdrość to brzydkie uczucie, ale Ci ciut zazdroszczę, że mogłaś ten statek zwiedzić- warto było!!! Serdeczności;I
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już na etapie planowania wycieczki wpisałam sobie ten statek na listę miejsc obowiązkowych i na szczęście się nie zawiodłam. Z przyjemnością zwiedziałam ten statek, ale same rejsy po morzu wcale mnie nie pociągają. Może to otwarte morze, sama woda i brak lądu, mnie przeraża... Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Bardzo ciekawe, chętnie zwiedziłabym!
    Zaskoczył mnie plan dnia dla I klasy i zaplanowanie niemal każdej chwili rejsu.
    Taki ststek to jak małe miasto na oceanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy planie dnia była adnotacja, że dbano o stały/regularny rytm dnia wokół ustalonych
      godzin posiłków.
      Tak, masz rację. Współczesne statki rejsowe są jak pływające miasta-kolosy.

      Usuń
  5. gra w rzucanie pierścieniem spodobała mi się najbardziej, najlepiej podczas ostrzejszego kołysania, to wprowadza nieco pieprzyku hazardu, tylko krótko jakoś, przez pół godziny trudno się nawet porządnie rozkręcić...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, krótko jakoś. Sprawia wrażenie "zapchajdziury" między golfem a obiadem ;-)

      Usuń
    2. już samo zagonienie pasażerów na te zajęcia zajmie dobry kwadrans, a drugi kwadrans rozejście się ich na obiad, to kiedy w to grać? LOL...

      Usuń
  6. Bardzo ciekawa historia🚢 zawsze czekam na Twoje nowe wpisy🤗
    Pozdrawiam najcieplej🌞😃💛

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-)
      Nie wiedzieć czemu Twój komentarz wpadł do spamu. Ale wyciągnęłam ;)

      Usuń
  7. Niesamowite!!!! Tak sugestywnie opisałaś statek

    OdpowiedzUsuń
  8. To Stokrotka wyżej pisała.
    I jeszcze dodam że poczułam się jak pasażerka która stosuje się do planu spędzania czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Mam nadzieję, że plan dnia był satysfakcjonujący i nie zanudziłaś się ;-)

      Usuń
  9. Weszłam śmiało na statek, bo z Tobą, więc spokojna, gdyż od huśtania na wodzie robi mi się słabo :-)
    Mam nadzieję, że nikt nie trzymał się wojskowego drylu przy planowaniu dnia, bo zrywanie o szóstej, bo kawa..., gra w golfa... wygląda na świadome torturowanie pasażera :-)
    Ale przyznaję, jest co zwiedzać :-)
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, Ultro, dziękuję :) Wspierałam z całej mocy, żeby nie huśtało ;-)
      Swoją drogą ciekawe, czy ten plan dnia był przestrzegany przez pasażerów i jakoś wymagany przez załogę. Nigdzie nie wyczytałam takich informacji...

      Usuń
  10. Po pierwsze: fajnie, że wróciłaś Aniu :) Super Cię znowu czytać i wędrować z Tobą po Japonii. Ten kraj jakoś ciągle za mną chodzi, już czwarty rok. Może nie tak mocno jak Wyspy czy Stany, ale też ciągnie człowieka na Daleki Wschód...

    Po drugie: mam nadzieję, że pasażerowie TEGO "Titanica" (z którym nieodparcie mi się Twoja opowieść kojarzy) mieli jednak lepsze wrażenia, niż ludzie z "oryginału" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-)
      Z pewnością mieli lepsze wrażenia - jednak udało im się wrócić do domu :)

      Usuń
  11. Dziękuję za wspaniałą podróż. Dla mnie kawa o 6 rano nie jest niczym nowym. Cały plan dnia też chętnie zrealizowałabym. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to jeśli kawa tak wcześnie rano Ci pasuje, to z pewnością dobrze byś się bawiła podczas rejsu :)

      Usuń