Czy zastanawialiście się kiedyś, do kogo należy niebo nad
Waszymi głowami? I nie chodzi mi o rozważania filozoficzne, ale tak konkretnie:
kto zawiaduje, zarządza niebem i ruchem różnych latających obiektów nad naszymi
głowami?
Niebo gdzieś nad Tokio |
Ja, do początku lutego, zupełnie się nad tym nie
zastanawiałam. Lubię oglądać niebo i przy różnych okazjach zadzieram głowę do
góry, żeby po prostu sprawdzić stan nieba w danym momencie albo pozachwycać się
przepięknym spektaklem „światło i dźwięk” – a właściwie „światło i obraz” ;-) –
który przygotowała natura. Nie zastanawiałam się, bo pewnie podświadomie uznałam,
że skoro niebo jest nad Tokio to oczywiste jest, że zawiaduje nim metropolia
tokijska. No i tu się myliłam.
Na początku lutego wracałam ze spaceru i spoglądając w
niebo zauważyłam lecące nisko samoloty. Jeden samolot wzbudziłby pewnie tylko chwilowe
zainteresowanie i szybko bym o nim zapomniała. Ale tych samolotów było dużo,
przelatywały jeden za drugim w odstępach minuty, może dwóch. Do tej pory w tym
konkretnym miejscu nigdy nie latały samoloty i do tego tak nisko. Zaczęliśmy z
mężem snuć teorie, niektóre całkiem spiskowe ;-) Ostatecznie uznaliśmy, że są to
samoloty specjalne przewożące Japończyków ewakuujących się z Chin z powodu
koronawirusa. I kiedy tak rozmawialiśmy spoglądając w niebo, podeszła do nas
pani i wyjaśniła, że właśnie zaczęły się próby nowej trasy przelotów na
lotnisko Haneda. Mąż oczywiście o tym czytał, ale nie skojarzył, a ja jak
zwykle nie jestem zbyt zorientowana w aktualnych wydarzeniach, więc nie
wiedziałam.
I tak to się zaczęło. Sprawa się wyjaśniła, więc ruszyliśmy
w stronę domu rozmawiając o Hanedzie. I dowiedziałam się, że z tym tokijskim
niebem to nie taka oczywista sprawa. Jednak jakoś nie mogłam uwierzyć w opowieść
męża – brzmiała dość absurdalnie, więc po powrocie do domu poszperałam w
internecie, poczytałam i (niestety) wszystko się potwierdziło. Niebo nad Tokio nie należy do
metropolii tokijskiej. Nie należy też do Japonii. Należy do Ameryki!!!
Lotnisko Haneda położone jest na wybrzeżu Zatoki
Tokijskiej. Jest największym portem lotniczym Japonii. W 2017 roku obsłużyło
ponad 85 mln pasażerów.
Cztery pasy startowe tworzą w przybliżeniu kształt kratki # i
wykorzystywane są w zależności od warunków atmosferycznych. Do tej pory lądowanie
od strony północnej nie było stosowane, ponieważ samoloty musiałyby przelatywać
nisko nad miastem. No ale rząd ustalił ambitny cel na 2020 rok: 40 mln
obcokrajowców odwiedzających Japonię, a dodatkowo w tym roku odbędą się w Tokio
Igrzyska Olimpijskie, więc niezbędne okazało się zwiększenie dziennej liczby
lotów z 80 do 130. A żeby ten plan zrealizować podjęto decyzję o wprowadzeniu
lądowania od strony północnej, co oznacza przeloty nad miastem. Obecnie trasa
jest testowana codziennie między godz. 15 a 19.
Ale wprowadzenie tej trasy wcale nie było łatwe, bo...
konieczna była, uwierzycie?!, zgoda Stanów Zjednoczonych. Dlaczego? I tu
dochodzimy do sedna.
W zachodniej części metropolii tokijskiej, w rejonie
Tama, znajduje się amerykańska baza wojskowa – Yokota Air Base. Niebo nad bazą
i okolicą to kontrolowana przez Amerykę tzw. przestrzeń powietrzna Yokota. Z południa na północ mierzy 300 km, a ze wschodu na zachód – 120
km. Rozciąga się nad zachodnią częścią metropolii tokijskiej i okolicznymi dziewięcioma
prefekturami. W górę ciągnie się na wysokość 2450 m – 7000 m.
Poniższe rysunki/grafiki znalazłam w internecie.
Poniższe rysunki/grafiki znalazłam w internecie.
Samoloty cywilne
nie mogą przelatywać swobodnie nad tym obszarem, bez zgody armii amerykańskiej.
Trzeba ubiegać się o zgodę dla każdego przelotu, a i tak nie wiadomo czy się ją
dostanie czy nie. Pozostaje omijanie tego terenu. I tak właśnie robiły do tej
pory samoloty startujące z Hanedy i lądujące na Hanedzie. Nowa trasa przebiega
nad małym fragmentem strefy (kilka minut lotu). Rząd Japonii prowadził rozmowy
z Ameryką w sprawie zgody na przeloty i w końcu, mimo wcześniejszych odmów, pod
koniec stycznia tego roku udało się tę zgodę uzyskać.
W 1975 roku Japonia zawarła z Ameryką porozumienie w
sprawie kontroli ruchu powietrznego, na podstawie którego Ameryka nadal (tzn. tak
jak za czasów okupacji po drugiej wojnie światowej) kontroluje przestrzeń
powietrzną nad swoimi lotniskami i w ich okolicy.
I do tej pory nic się nie
zmieniło. Kontroluje całkowicie samodzielnie, nie do spółki z japońskimi
kontrolerami czy przy ich wsparciu. Jest to sytuacja niespotykana na świecie. W
2018 roku prefektura Okinawa (tam też jest baza amerykańska) przeprowadziła
badania dotyczące statusów wojsk obcych w różnych krajach. W Niemczech i Włoszech (krajach, które
podobnie jak Japonia przegrały wojnę) status armii amerykańskiej jest zupełnie
inny. W Niemczech ruchem lotniczym zarządza organ należący w 100% do państwa, a
samoloty armii amerykańskiej przestrzegają niemieckiego prawa lotniczego. We
Włoszech w bazach amerykańskich zawsze na stałe przebywa przedstawiciel armii
włoskiej i kontrolą ruchu lotniczego zajmuje się armia włoska.
Stacjonująca w Japonii armia amerykańska nie dość, że
kontroluje przestrzeń powietrzną nad swoimi bazami i w okolicy, nie musi też przestrzegać
japońskiego prawa lotniczego.
I tak to wygląda. Nie będę się bardziej rozpisywać na temat obecności i poczynań armii amerykańskiej w Japonii, bo
post zrobiłby się bardzo polityczny, a tego chcę uniknąć.
Po przeanalizowaniu mapy, okazało się, że mieszkam co
prawda jakieś dwa-trzy kroki od przestrzeni powietrznej Yokota, ale jednak poza
nią. Kiedy mieszkałam w Tokio w latach
dziewięćdziesiątych zeszłego wieku moja dzielnica znajdowała się
całkowicie na terenie przestrzeni Yokota. Wtedy byłam tego zupełnie nieświadoma. Hmm...
czasami chyba lepiej żyć w nieświadomości ;-)
Ja się dość często nad tym zastanawiam, bo nad moim domem często przelatują nie tylko samoloty cywilne, ale i wojskowe (wysoko, więc nie bardzo przeszkadzają), a od pewnego czasu także najbardziej wkurzające prywatne wiatrakowce, śmigłowce, motolotnie (wyjątkowo uciążliwe, bo latają nisko i hałasują) i inne powietrzne hulajnogi. Dronów jeszcze nie widziałam, ale to pewnie kwestia czasu. Z tego co się dowiedziałam, to sprawa tych powietrznych korytarzy jest dość pogmatwana i nie drążyłam dalej szczegółowo, bo w sumie i tak nie bardzo mam na to wpływ, ale trochę to jest wkurzające, zwłaszcza ta nisko latająca drobnica. Mam wrażenie, że latają trochę bez ładu i składu i jak ich będzie więcej, to zaczną nam spadać do ogródka...
OdpowiedzUsuńOj, współczuję! Rzeczywiście przy takiej ilości "latajacej drobnicy" można zwariować. Chyba nawet jest ona bardziej uciążliwa niż nisko przelatujące samoloty. Pamiętam kiedyś na wycieczce (pojechałam podziwiać jesienne barwy) szłam przez las/wąwóz i ciągle coś bzyczało niepokojąco (bałam się, że to szerszenie, bo akurat w tamtych rejonach często sie pojawiały), a okazało się, że ktoś latał dronami.
UsuńStrasznie to wszystko zagmatwane, kto by pomyślał. W znanej komedii o Pawlaku i Kargulu bohaterowie twierdzili, że samolot PGRu na ich niebo wlata, a tu popatrz, jedno niebo, a tylu właścicieli...
OdpowiedzUsuńO, Pawlak z Kargulem nie przyszli mi do głowy ;-) Nam z ziemi wydaje się to takie proste, a okazuje się, że niebo rządzi się innymi prawami...
UsuńNa moim niebie najczęściej widuję samoloty wojskowe. Czasem nawet te wielkie bombowce, których jeden przelot sprawia, że szklanka na stole się przesuwa.
OdpowiedzUsuńZ pewnością nie jest to miłe uczucie, ale chyba bym lubiła patrzeć na te samoloty. Macie tam jakąś bazę wojskową w okolicy?
UsuńNieprzyjemne nie jest, raczej ciekawe. Jak mam szczęście, to uda się zrobić zdjęcie.
UsuńTrudno mi odpowiedzieć na Twoje pytanie. Szwajcaria jest militarna, jeśli mogę to tak ująć. Gdzie nie spluniesz to jakiś bunkier. Jak chodzę po górach, widzę mnóstwo tajemniczych okienek wysoko w skałach. Niektóre bazy wojskowe są jawne, inne ukryte w w górach czemu nie mogę zaprzeczyć, bo widuje czasami takie dziwne jakby wrota. Osobiście nigdy nie widziałam, by z góry wylatywał jakiś samolot, ale to możliwe.
Z tym niemiłym uczuciem, to chodziło mi o to przesuwanie się szklanki i pewnie towarzyszące temu drżenia stołu.
UsuńZupełnie nie wyobrażałam sobie Szwajcarii jako militarnej. Hmm, to jak z tym tokijskim niebem, nagle odkrywa się nową rzeczywistość ;-) A może te różne bunkry, okienka i wrota w górach to po prostu pozostałości po dawnych wojnach, nieużywane obecnie?
Jak Jotka - najpierw pomyślałam o Pawlaku i samolocie co na jego niebo wlata ;)Mamy zakodowane pewne sytuacje i powiedzenia z filmów tzw. kultowych (Sami swoi, Stawka większa niż życie, Miś, Ranczo i in.), że wyskakują niczym diabeł z pudełka.
OdpowiedzUsuńSkomplikowana ta sytuacja nad Tokio, w życiu nie pomyślałabym, że coś takiego może mieć miejsce, że ziemia do państwa należy, a niebo do kogo innego! Nade mną też korytarz powietrzny jest, latają samoloty co chwilę na Okęcie, czasem dosłownie rządkiem jeden za drugim. Zdarza się też, że bardzo nisko, jak ktoś powiedział, możne je grabiami ściągać w dół ;)
Ostatnimi czasy zaczęłam zapominać już te sytuacje i powiedzenia :( I o Pawlaku też nie pomyślałam.
UsuńWspółczuje Ci tego korytarza powietrznego. Mnie na razie te próbne przeloty nie przeszkadzają, ale może jeśli wprowadzą na stałe, to zaczną...
"Można je grabiami ściągać w dół" - spodobało mi się ;-)
Dobrze, że mieszkając w Yokota nie musiałaś się starać o amerykańską wizę. Widać Niemcom i Włochom się udało, że przegrali wojnę z koalicją. Dzięki temu Stany nie mogły niczego dyktować samowolnie tak jak w przypadku Japonii. Z drugiej strony myśle, że Hiroszima i Nagasaki to wielka trauma dla kraju kwitnącej wiśni. To chyba spowodowało, źe zgodzili się na wszystko czego Stany się domagały.
OdpowiedzUsuńSkoro zawłaszczyli sobie niebo, to i wizy mogli wprowadzić - nie pomyślalam o tym ;-)
UsuńCo do Japonii i USA i dyktowania warunków. Ja to wszystko rozumiem, ale mamy już 75 lat po wojnie, najwyższa pora, żeby coś sie zmieniło.
Zaczęłam się zastanawiać Magnolio czy niebo nad Warszawą należy jeszcze do Polski...
OdpowiedzUsuńStokrotko, nie kracz ;-) Na pewno należy.
UsuńNo to...niezły Meksyk z tym tokijskim niebem;-) Twoja notka dała mi do myślenia... Przyznaję, że nie zastanawiałam się do kogo należy niebo nad Polską bo było dla mnie oczywiste, że do Polski. Teraz już nie jestem tego taka pewna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dla mnie to też było oczywiste, a okazało się, że to co oczywiste nie zawsze takie jest w rzeczywistości.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
A to niespodzianka z tym tokijskim niebem należącym do USA! W życiu bym na to nie wpadła! Bo tak na zdrowy, babski rozum to niebo nad każdym krajem powinno być 'własnością" kraju, nad którym się znajduje.Miło wiedzieć, że niebo nad Berlinem należy jednak tylko do Niemiec. Ale w czasach gdy Niemcy były podzielone strefami okupacyjnymi też było zapewne podzielone na różne "kawałki" i między różnych właścicieli. Mam nadzieję, że niebo nad Polską nie jest "poszatkowane" na kawałki i ma tylko jednego właściciela. Ale kto wie jak jest naprawdę?
OdpowiedzUsuńSerdeczności;)
Prawda? Ja też tak rozumowałam, więc kiedy dowiedziałam się jak jest naprawdę przezyłam szok.
UsuńUdało Ci się z tym berlińskim niebem ;-)
Niesamowita wiadomość. Przeżyłam wiele lat, a nie zetknęłam się z tym faktem, chociaż interesuję się Japonią. Nawet nie chcę myśleć, co u nas...
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Bo to nie jest coś, o czym sie mówi powszechnie, nie żeby było ukrywane, ale jeśli ktoś nie interesuję sie akurat tą tematyką, to nie będzie wiedział.
UsuńPozdrawiam (prawie) wiosennie :)
Bardzo ciekawe informacje, ale też trochę straszne, bo okazuje się, że gdzie człowiek nie spojrzy to wszędzie USA. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMasz rację, rzeczywiście USA "wpycha sie" w różne dziedziny naszego życia, a nie zawsze jesteśmy tego świadomi.
UsuńPozdrawiam słonecznie :)
Ciekawe, że niebo może być czyjeś...
OdpowiedzUsuńDziękuję za te wiadomości dla mnie obce.
Serdeczności zostawiam na miły tydzień:)
No właśnie, też wydawało mi sie, że jest niczyje, a okazało się, że przynajmniej częściowo ktoś nim zarządza...
UsuńDziękuję za odwiedziny i również serdecznie Cie pozdrawiam :))
Sami stwarzamy takie trudno pojęte problemy..... bo przecież nie o nad naszymi głowami należy do każdego. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest. Z pewnością życie byłoby łatwiejsze bez tych różnych sztucznie stworzonych problemów. Serdecznie pozdrawiam z wiosennego Tokio :)
UsuńLektura Twojego posta przypomniała mi, że całkiem podobna sytuacja, tylko na trochę mniejszą skalę, istnieje na Guantanamo - amerykańskiej bazie na Kubie :) Cała wyspa komuniści, a maleńki skrawek na wybrzeżu kontrolują Amerykanie, z tamtejszzą przestrzenią powietrzną włącznie.
OdpowiedzUsuńAż dotąd nie zastanawiałem się, kto się zajmuje trasami przelotowymi nad głową, ale to jak widać ciekawy temat :)
Pozdrawiam!
Identyczna sytuacja, no może poza komunistami ;-)
UsuńJa też sie nie zastanawiałam, i też mnie to bardzo zaciekawiło i zaskoczyło. Można się bardzo dużo ciekawych rzeczy dowiedzieć.
Pozdrawiam wiosennie :)
Aniu, to bardzo, bardzo ciekawe, choć dziwne i paskudne ze strony Wuja Sama. Ja przyjmuję, że niebo należy do ptaków (niebieskich też) i tego będę się trzymać :-)))
OdpowiedzUsuńTo ja też tak zrobię, niebo należy do ptaków, a Wujem Samem nie będę sobie zaprzątać głowy :-))
UsuńI dziękuję, że do mnie wpadłaś :)
Mokuren, co u Ciebie? Mam nadzieję, że wirusisko nie daje Ci się we znaki. Odezwij się kochana. Buziaki :)
OdpowiedzUsuńAnko, dziękuję :))
UsuńU mnie wszystko dobrze, tylko jakoś nie mam weny do pisania. Zaraz do Ciebie pobiegnę.
Bardzo interesujące! Nie miałam o tym pojęcia. (BTW, ja bym chętnie poczytała także polityczne notki o tego typu kwestiach).
OdpowiedzUsuńNie znam się na polityce i nie bardzo mam ochotę poznawać, więc niestety notek politycznych nie będzie :( Ale mam nadzieje, że mimo to będziesz zaglądać do mnie :-))
Usuń