13 maja 2019

Prowincjuszka w stolicy

W minioną sobotę wybrałam się na pierwszy spacer do centrum Tokio, na Ginzę. Tak dawno mnie tam nie było, tak wiele zmian zaszło i tyle nowych budynków powstało, że chodziłam prawie cały czas z zadartą głową i rozglądałam się na wszystkie strony - właśnie jak prowincjuszka, która nagle trafiła do "wielkiego świata".
Pogoda była piękna, temperatura dochodziła do 30 stopni (taki dwudniowy gwałtowny skok temperatury), ale powietrze było suche, więc bardzo przyjemnie się spacerowało. Niestety zdjęcia są z telefonu, bo aparat fotograficzny nadal leży w nierozpakowanym kartonie :(

Ginza - najdroższa dzielnica w Tokio i jedna z droższych na świecie. To tutaj zgromadziły się sklepy luksusowych marek z całego świata, a także eleganckie japońskie domy towarowe.

Louis Vuitton, a obok japoński dom towarowy Matsuya.

Tiffany & Co.

Dom towarowy Wakō - symbol Ginzy.
W głębi po prawej stronie dom towarowy Mitsukoshi (z lwem).
Po lewej na rogu sklep Fendi.

Co ciekawe, obok sklepów słynnych, ekskluzywnych marek działają też sklepy tańszych marek, sieciówek takich jak Zara, Gap czy japońskie Uniqlo. Akurat na powyższym zdjęciu widać szyld sklepu Uniqlo (dwa czerwone kwadraty po prawej stronie trochę powyżej flagi japońskiej) prawie vis a vis Fendi.
W dużej mierze to ze względu na turystów, których na Ginzie są tłumy, ale nie wszystkich stać na towary luksusowe, więc przygotowano ofertę i dla tych z mniej zamożnym portfelem.

Ja akurat nic nie kupowałam, tylko zaliczyłam tzw. Ginbura czyli spacer po Ginzie. Ginbura to skrót od Ginza i burabura (chodzenie bez celu, niespieszne spacerowanie).

To rozglądanie się na wszystkie strony i tłumy ludzi trochę mnie zmęczyły. Przez dwa lata mieszkania w prefekturze Kagawa odzwyczaiłam się od ludzi, od pieszych, bo na ogół w trakcie spacerów spotykałam tylko pojedyncze osoby. A tutaj, ludzie i ludzie. To był jeden z szoków, które przeżyłam po przeprowadzce do stolicy. Musiałam się posilić i trochę odpocząć. Opuściłam Ginzę i zaszłam do Yoshinoya, takiej knajpki-sieciówki serwującej gyūdon (cienkie plasterki wołowiny duszone z cebulą podane na ryżu). Smacznie i tanio.

Gyūdon. Taka porcja kosztuje 380 jenów czyli 13 zł. A to czerwono-pomarańczowe to marynowany imbir - nakłada się go samodzielnie w dowolnej ilości.

Po naładowaniu akumulatorów kontynuowałam spacer po Tokio. Przez Aoyamę do Shinjuku, a konkretnie do stacji Shinjuku. Nie byłam jednak nastawiona na zwiedzanie, chciałam się po prostu dostać do Shinjuku, ale pieszo, nie pociągiem, żeby pooglądać miasto.
Aoyama to elegancka dzielnica Tokio, z drogimi apartamentowcami. Mieszkanie w Aoyama to nie byle co, można się pochwalić takim adresem - jeśli ktoś na takie rzeczy zwraca uwagę ;)
Poniżej kilka widoków z trasy pomiędzy Aoyama i Shinjuku. Dworzec Shinjuku (a właściwie kompleks dworcowy kilku kolei: państwowej JR i kilku prywatnych) wpisany jest do Księgi rekordów Guinnessa - obsługuje dziennie około 3,5 mln pasażerów! Dla porównania - liczba ludności Warszawy to około 1,7 mln.

Zaciekawiły mnie te drzewa. Będę musiała sprawdzić co to za drzewa i dlaczego taki kształt mają ;)
 


Budynek NTT docomo - największego operatora telefonii komórkowej. Ten sam, który widoczny był w oddali dwa zdjęcia wyżej.
 
Przed dworcem Shinjuku.
Budynek na powyższym zdjęciu to Mode Gakuen Cocoon Tower, ukończony w 2008 r., wysokości prawie 204 m. Mieszczą się w nim trzy placówki oświatowe.
Okolice dworca Shinjuku zmieniły się bardzo w ostatnich latach i niewiele zostało z tego dworca, który pamiętam. Powyższy budynek to także nowość.

Po lewej stronie dom towarowy Odakyū, a poza tym ludzie, rzeka ludzi.

I to by było tyle na początek :)



30 komentarzy:

  1. Nie, no spoko. Może ludzi sporo, ale za to samochodów niewiele.
    Są u nas sklepy Uniqlo i restauracje Yoshinoya. Ale mój ulubiony to Daiso.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była sobota, może dlatego samochodów mało, nie sprawdzałam jeszcze jak jest w tygodniu :)
      Naprawdę masz u siebie Uniqlo, Yoshinoyę i Daiso? W sumie nie wiem czemu się dziwię... Ja też bardzo lubię Daiso, za każdym razem mozna znaleźć coś ciekawego.

      Usuń
  2. Super, to chodzenie bez celu:)
    Ja nie lubię zatłoczonych miast, robienia w nich zwłaszcza zakupów, meczę się szybko.
    Dania japońskie w dalszym ciągu chyba za "ciężkie" na mój schorowany żołądek, a szkoda, chętnie bym popróbowała nieznanego.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja co prawda duże miasta lubię, tylko do tych tłumów jeszcze się nie przyzwyczaiłam, a zakupów to generalnie nie lubię, niezależnie od miejsca :)
      Może następnym razem trafi się coś lżejszego, choć ten gyudon też nie taki ciężki...
      Pozdrawiam słonecznie :)

      Usuń
  3. Właśnie tego potrzebowałam, zobaczyć to miasto oczami mieszkańca.
    To jest szok, który ja przeżywam każdorazowo jak przyjeżdżam odwiedzić rodzinę. Dopóki nie wyemigrowałam do Szwajcarii na wieś, mieszkałam w Łodzi. Nie sądziłam nigdy przenigdy, że można stracić odporność na duże miasta i tłok ludzi.
    Ciekawe czy w Tokio rzeka ludzi maleje nad ranem. W Polsce przeważnie miasta wymierają o tej porze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Ja przez te dwa lata na Shikoku zupełnie odzwyczaiłam się od ludzi i jak piszesz straciłam odporność na tłok, ale lubię duże miasta.
      Rzeka ludzi nad ranem generalnie maleje, ale sa dzielnice, w których przez całą dobę natężenie ruchu ludzkiego się nie zmienia. Chyba już nie będę tego sprawdzać naocznie, nie ten wiek, nad ranem wolę jednak przewracać się na drugi bok pod kołdrą ;-)

      Usuń
    2. Podobno z wiekiem człowiek wstaje coraz wcześniej... -_- :P

      Usuń
    3. Niby tak ;) Ale co z tego jak chęci brak.
      Zrymowało mi się, ha, ha, ha!

      Usuń
  4. No faktycznie, wygląd wielkiej metropolii, ale czasem i tak warto pozwiedzać, między ludźmi, by napatrzeć się na różne ludzkie typy.
    Zapowiada się ciekawie, posiłek w całkiem dobrej cenie, a Ty głodna także wrażeń, dzięki czemu będziemy poznawać wraz z Tobą Tokio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubie przyglądać się ludziom na ulicy, ale tym razem wszystko było tak nowe, że ludzie zeszli na drugi plan :) Jeszcze sobie ich pooglądam.

      Usuń
  5. Ciekawie to wszystko wygląda.Nie dziwię się,że poczułaś się zmęczona, krążenie ulicami wśród tłumu ludzi męczy.Poza tym jak się przyjedzie z niewielkiej, spokojnej miejscowości to zawsze przezywa się szok.Wiem jak na Warszawę reagują ci, co przyjadą z innych miast i to wcale nie "pipidówek"- np. moje kuzynki z Wrocławia. Zmordowane, udręczone, zaskoczone "niebotycznymi" cenami a przecież Warszawa nie należy do największych miast europejskich.
    Kilkanaście lat temu moi znajomi nakręcili film z pobytu w Tokio -i faktycznie takiego ładnego centrum sobie nie przypominam. Ale ludzi, jak dla mnie, zdecydowanie było o wiele za dużo;)A to danie wygląda bardzo apetycznie.
    To ja czekam na dalsze zwiedzanie Tokio;)
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze się przyzwyczaję w końcu do tych tłumów, bo generalnie Tokio lubię.
      Tokio bardzo się zmieniło. Powoli będę odkrywać te nowe miejsca.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. 30 stopni ciepła??? Kurcze, a u nas w Polsce prawie zima - 3 stopnie. Brrr
    Jedzonko wygląda bardzo apetycznie:)
    Ja chyba miałabym problem z zamieszkaniem w takiej metropolii, tym bardziej, że od urodzenia mieszkam na wsi.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było chwilowe, teraz mamy 20-24 stopnie, ale to nadal bardzo ciepło. Współczuję tych polskich temperatur i posyłam słoneczko i ciepełko :)

      Usuń
  7. Burabura czyli " flanner"po francusku ;) a budynek Cocoon Tower przypomniał mi londyńskie City.
    Tokio jest tak nowoczesne i inne od europejskich miast! Cieszę się, że będę je poznawać.
    Za słońce dziękuję, już dotarło, tylko,temperatury jeszcze się nie dostosowały ;)) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co, dosyłam w takim razie ciepełko ;))

      Usuń
  8. Ale sobie z Tobą pospacerowałam Magnolio. Aż mnie szyja rozbolała od tego patrzenia do góry...Ale to dobrze, tak dla równowagi bo ostatnie dwa dni ciągle się schylałam na działce bo sadziłam kwiatki.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Stokrotko :)
      Podziwiam Cię za pracę na działce. Ja przez jakiś czas byłam posiadaczką działki, ale przegrałam walkę z chwastami :(

      Usuń
  9. Miło mi się z Tobą spacerowało, wyborna z Ciebie przewodniczka i towarzyszka:-) Tak sobie myślę, że nie odnalazłabym się w Tokio bo już Kraków męczy mnie okrutnie;-) Oglądałam w ubiegłym tygodniu program o Japonii i gdy usłyszałam, że w Tokio mieszka 38 mln ludzi to... musiałam trzymać głowę bo o mało mi jej nie urwało;-) To przecież tyle, co w całej Polsce! A na końcu pokazane było Tokio 'z góry'... morze budynków...I tak sobie myślałam, że w jednym z nich mieszkasz Ty:-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, dziękuję :-)
      Wiesz, z tą liczbą ludności to jest różnie, zależy jak się liczy. Metropolia Tokijska, na którą składają się 23 dzielnice/okręgi, region Tama i kilka wysp liczy 13,8 mln. Te 38 mln, o których piszesz, to z sąsiednimi prefekturami - tzw. duże Tokio. W samych tylko 23 dzielnicach mieszka 9,5 mln ludzi (i ja też ;))
      To morze budynków widziane z góry zamierzam pokazać w następnym wpisie :)

      Usuń
    2. Pięknie dziękuję za te wyjaśnienia:-) Co prawda jestem geografem ale akurat demografia nie leży w kręgu moich zainteresowań;-) W programie nie było powiedziane do jakiego obszaru odnosi się ta liczba więc te 38 mln po prostu zwaliło mnie z nóg:-) Teraz mam jasność i przyznaję, że każda liczba przytoczona przez Ciebie i tak robi wrażenie:-)
      Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę!

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Trzeba przyznać, że miasto robi wrażenie. Świetna fotorelacja :D
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Strasznie podoba mi się to określenie burabura :) Też bym chciał tak sobie spacerować bez celu... Ale w tym Tokio wszystko monumentalne. Może człowieka przytłoczyć trochę i w głowie się zakręcić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) Tego typu wyrazów jest w japońskim sporo. Postaram się je wplatać w tekst.
      MAsz rację, może się zakręcic w głowie, zwłaszcza na początku pobytu. Ale można sie przyzwyczaić :)

      Usuń
  13. uwielbiam burabura bez względu na okolicę.
    a to, co mnie uderzyło, to brak samochodów - tyle co nic, po jezdni ludzie chodzą - niespotykane - chyba, że nocą lub w święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po Twoich tekstach można się było tego domyślić ;)
      Brak samochodów, bo akurat w weekendy i dni wolne od południa do 17.00/18.00 zamykaja tę ulicę dla ruchu kołowego.

      Usuń
  14. Zawsze chciałam zobaczyć Japonię oraz Koreę. Przeraża mnie jednak ilość ludzi, zazwyczaj uciekam od tak zatłoczonych miast. Boję się, że nie umiałabym się odnaleźć.
    No i pewnie umarłabym z głodu, bo praktycznie nic nie lubię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, ludzi tu sporo, ale na prowincji jest dużo luźniej. Kiedy mieszkałam na Shikoku w małym miasteczku często zastanawiałam się czy ktoś inny tam mieszka, tak rzadko spotykałam ludzi na ulicach.
      Z pewnością coś byś znalazła do jedzenia - jest tutaj ogromny wybór.
      Dziękuję za odwiedziny, komentarz i dołączenie do obserwatorów :-)

      Usuń